Rozmowa z Pawłem „Totoro” Adamcem, fotografem, autorem cykli „Królowie Nadbużańscy” i „Królowie Lubelscy”
W 2015 roku stworzyłeś cykl portretów starszych mieszkańców nadbużańskich miejscowości. Po roku powtórzyłeś cykl, ale tym razem z dziećmi jako bohaterami. Co stało za tym wyborem?
- Chodziło przede wszystkim o zmianę. Być może kontynuacja byłaby ciekawym rozwiązaniem, ale nie chciałem drugi raz robić tego samego. Zależało mi na tym, aby zamknąć dynastię w sensie pokoleniowym: fotografując dzieci domknąłem całość cyklu życia. Z drugiej strony uznałem to za kolejne wyzwanie. Tworząc pierwszą część „Królów Nadbużańskich” musiałem nauczyć się wielu nowych rzeczy, konieczna okazała się zmiana w podejściu do pracy i do fotografii. Przed rozpoczęciem przygotowań do drugiej części cyklu błędnie założyłem, że z dziećmi będzie łatwiej. Uznałem, że to grupa mocniej związana ze zdjęciami niż osoby starsze, w końcu na co dzień korzystają z Facebooka czy Instagrama, robią sobie zdjęcia telefonem. Okazało się, że jest odwrotnie.
• Jakie problemy napotykałeś podczas pracy?
- Największym problemem było to, że Podlasie się wyludnia, dzieci w okolicach Bubla było po prostu mało. Zdarzało się tak, że na trzystuosobową wieś przypadało dwoje dzieci. Mieszkańcy często mówili: „jak chcecie znaleźć domy, gdzie mieszkają dzieci, patrzcie po podwórkach, czy leżą zabawki, czy są piaskownice, huśtawki”, więc jeździliśmy rowerami i szukaliśmy tych zabawek na podwórkach. Później pytaliśmy rodziców o zgodę, ci często sami namawiali dzieci, większość kojarzyła ideę „Królów...” i była jakby oswojona z projektem. Kilkoro w ogóle nie chciało się fotografować. Przez to, że dzieci na początku się wahały, liczyłem się z tym, że będę miał za mało bohaterów, ale już na drugi, trzeci dzień sami przychodzili. Spodobało im się to co robię i w końcu zgłosiło się 14 osób, ale trzeba przyznać, że teren poszukiwań był większy niż w przypadku pierwszej edycji „Królów...”.
• Jaki jest przekrój wiekowy bohaterów drugiej edycji „Królów Nadbużańskich”?
- Najmłodszy z bohaterów miał ok. 3 lat, najstarszy, Kuba, miał 15 lat. Dość duży przekrój. Podobnie było wśród seniorów, wszyscy mieli ponad 70 lat, ale najstarsza bohaterka miała aż 94 lata. Troje nastolatków, którzy wzięli udział w projekcie, była najbardziej chętna do pomocy, bardzo się angażowała. Trudniejsze były dzieci młodsze, które często wpadały w rozkojarzenie, co trochę rozciągało w czasie pracę. Co prawda na zdjęciach widać u nich ogromne skupienie, ale wyłapanie tego było bardzo trudne. Podczas pracy z seniorami byłem ja, kolega, który mi pomagał, ktoś z rodziny bohatera i sam bohater, sytuacja nie była stresująca. Przy drugiej edycji wokół mnie stała grupka innych dzieci, które wszystko oglądały, rozpraszały bohatera, żartowały i szalenie trudno było wyłapać moment, gdy pozujące dziecko nie jest przejęte sytuacją dookoła.
• O czym z nimi rozmawiałeś?
- Często wypytywałem o to, jak wygląda ich dzień. Zwykle żyją w cyklu szkoła-praca. Tam, gdzie mieszkają moi bohaterowie, dzieci mają dzień wypełniony obowiązkami. Po lekcjach zwykle pracują w domu lub, w okresie wiosenno-letnim, pomagają w pracach polowych. Co ważne, wydawały się szczęśliwe, nikt nie podkreślał, że ma gorzej niż dzieciaki w mieście. Dla mnie to były bardzo budujące rozmowy.
• W swoim kolejnym cyklu fotografowałeś seniorki z Lublina. Jakie różnice dostrzegasz w postawach „Królów Nadbużańskich” i „Królów Lubelskich”?
- Starsze osoby z nadbużańskich wsi Stary Bubel, Bubel Granna i Bubel Łukowiska charakteryzowało specyficzne podejście do życia. Postrzegali siebie jako społeczność nieco zapomnianą. Co miał właśnie pokazać cały cykl. Zupełnie inaczej przebiegała praca z mieszkankami Lublina. To były osoby świadome tego, co je czeka, które same zgłaszały się do projektu. Wiedziały, że są to sesje charakteryzowane, że to w pewnym sensie rodzaj teatru, w którym trzeba wczuć się w postać i zagrać. Cała seria jest nieco inna. Mamy tutaj więcej kreacji, a mniej reportażu jak w „Królach Nadbużańskich”, którzy byli swoistym rodzajem paradokumentu. W „Królach Lubelskich” prawdy jest mało, to raczej wyłączenie kreacje nierealnych światów. Praca z modelkami układała się bardzo dobrze, Panie doskonale czuły klimat sesji, angażowały się. Zupełnie inne były również nasze rozmowy. Społeczność miejska ma więcej możliwości rozwoju. Bohaterowie tego cyklu to prywatnie i zawodowo bardzo aktywne osoby, które nie wyłączają się po przekroczeniu granicy sześćdziesięciu lat, a wręcz podkreślają, że życie zaczyna się dopiero po sześćdziesiątce. Byłem jednak dosyć zaskoczony małą ilością osób, które na początku chciała wziąć udział w projekcie.
• Z czego to wynikało?
- Mam wrażenie, że ciągle tkwi w nas ograniczenie związane z wiekiem, pojawia się pewna kategoryzacja: w danym wieku coś można robić, a w innym już nie. Z drugiej strony moi bohaterowie często zapewniali, że po to zaangażowali się w mój projekt, aby przełamać to myślenie, sami to nawet nazywali testem odwagi. Część chciała też sprawdzić, jak będzie postrzegana przez innych. Cieszę się, że wystawa dosyć głośnym echem odbiła się w środowisku seniorów, zarówno negatywnie jak i pozytywnie. To może pozostawić ślad, myśl, że wiek nie jest tak istotny przy podejmowaniu pewnych inicjatyw, jak nam się wydaje.
• Czy tak jak podczas pracy nad Bugiem w rozmowach pojawiał się temat śmierci?
- Nie, nie było takiej potrzeby. Być może na wsi ten temat tak często powraca, ponieważ seniorom nie proponuje dostosowanych do wieku form aktywności. W mieście ludzie mają jednak więcej możliwości funkcjonowania w społeczeństwie, choć wiem, że tu też jest sporo biernych życiowo ludzi. Moje bohaterki wspominały o koleżankach czy kolegach, którzy czas spędzają wyłącznie na siedzeniu w domu. Dla nich wiek oznacza całkowite wyłączenie z działalności społecznej.
• Czy po lubelskich i nadbużańskich planujesz kolejną edycję królów?
- Obawiam się, że za moment zostanę wrzucony w jakąś szufladkę np. „fotograf od seniorów”. Kolejny taki projekt stałby się już pracą wtórną. Nadal będę tworzył projekty aktywizacyjne, ale już nieco inne. Mam już konkretny pomysł na kolejny cykl, ale to zależy między innymi od tego, czy uda mi się wejść w pewną społeczność. Mogę powiedzieć tylko, że to również będzie grupa ludzi w jakimś sensie wykluczonych. Motywem przewodnim będzie poszukiwanie świętości w miejscach, w których niekoniecznie jest ona widoczna.
Człowiek Roku
Paweł Adamiec zwyciężył w plebiscycie Dziennika Wschodniego Człowiek Roku 2016 w kategorii Kultura. Kandydat uzyskał 815 punktów. W pozostałych kategoriach zwyciężyli: Grzegorz Dębiec - prezes firmy Transhurt (Biznes), Artur Banasik - organizator Wojewódzkiego Charytatywnego Turnieju w Piłce Halowej (Zwykły Bohater) oraz Marta Włosek prezes Fundacji Na Rzecz Ochrony Praw Zwierząt EX LEGE (Działalność Społeczna). Nagroda kapituły plebiscytu przyznana została Barbarze Skowronek, pełniącej funkcję sołtysa w miejscowości Nowy Staw.
Wystawę fotografii “Królowie Nadbużańscy” autorstwa Pawła Adamca można oglądać w Centrum Spotkania Kultur do 11 stycznia. Wstęp wolny