

Rozmowa z Łukaszem Giereszem, byłym trenerem Świdniczanki Świdnik

- Odchodzi pan ze Świdniczanki z niedosytem czy może poczuciem dobrze wykonanej roboty?
– Okres pracy w Świdniczance oceniam bardzo dobrze, zrealizowałem wszystkie stawiane przede mną cele. W związku z tym bez fałszywej skromności kończę pracę w Świdni z poczuciem dobrze wykonanej roboty.
- Czy nie żal żegnać się z klubem teraz, po tak udanej rundzie wiosennej?
– Nie mam poczucia żalu czy niedosytu. Dla tak małego klubu jakim jest Świdniczanka gra na poziomie trzecioligowym to ogromne wyzwanie sportowe ale i organizacyjne. W trakcie ostatniego sezonu borykaliśmy się z kilkoma problemami organizacyjnymi, problemy te odsuwaliśmy na bok skupiając się na realizacji celu sportowego. Cel sportowy osiągnęliśmy, problemy niestety zostały. W związku z tym bardzo doceniam uczciwe stanowisko właścicieli co do możliwości, jakie proponują w kontekście budowy kadry zespołu na kolejny sezon. Zakończyłem współpracę ponieważ, uznałem że środowisko, w którym miałbym funkcjonować nie dawałoby mi i zespołowi możliwości do rozwoju.
- Brak porozumienia w temacie wizji budowy zespołu na przyszły sezon. Tak brzmi oficjalny komunikat w sprawie odejścia. Jakie w takim razie miał pan plany odnośnie drużyny na kolejne rozgrywki?
– Wspólnie z dyrektorem Mateuszem Pielachem udało nam się w skromnym budżecie stworzyć zespół, który był w stanie rywalizować z każdą drużyną w trzeciej lidze. Planowałem utrzymanie obecnej kadry i drobne korekty w składzie, które spowodowałby wzmocnienie rywalizacji na poszczególnych pozycjach. Mieli to być zawodnicy z naszego regionu. W mojej ocenie przy realizacji powyższych planów oraz odpowiednich ruchach transferowych, mimo ograniczeń finansowych Świdniczanka ustabilizowałaby swoją pozycję w trzeciej lidze.
- W rundzie jesiennej zdobyliście zaledwie 11 punktów, a wielu postawiło już na was krzyżyk. Nie było momentu zwątpienia, że uda się uratować ligowy byt? Np. kiedy z klubem pożegnał się Michał Zuber?
– Były momenty zwątpienia w przerwie zimowej. Była niepewność, frustracja. Ale zawsze była wiara. Z każdym treningiem, grą kontrolną ta wiara rosła, pojawiał się uśmiech i optymizm. Dochodziły do nas bodźce zewnętrze o tym, że mało kto w nas nie wierzy, niestety ale z wnętrza klubu też. Pokornie akceptowaliśmy to, ale dzięki temu rosła motywacja do udowodnienia niedowiarkom, że to zrobimy. Pod kątem emocjonalnym, to był wyczerpujący czas dla nas, dlatego utrzymanie Świdni w trzeciej lidze w mojej ocenie musi być odbierane w kategorii sukcesu.
- Nie lubi Pan wyróżniać pojedynczych zawodników, ale chyba trzeba przyznać, że zimowe transfery okazały się strzałem w dziesiątkę. Zwłaszcza Tomasz Tymosiak, Oliwier Konojacki i Daniel Eze, który świetnie wywiązywał się z roli dżokera...
– W zimowym okienku wszystkie transfery, które wykonaliśmy musimy uznać jako realne wzmocnienia. Wyżej wymienieni zawodnicy bardzo dobrze wkomponowali się w zespół i maja znaczący wkład w realizację celu. Cel jedna wykonała drużyna i to wszyscy zawodnicy drużyny zasługują na uznanie i szacunek.
- Udane transfery to jedno, a co jeszcze zdecydowało o tym, że wiosną zdobyliście aż 28 punktów?
– Analizując rundę wiosenną wraz ze sztabem uznaliśmy, że kluczowy był okres przygotowawczy, w który skupiliśmy się na poprawie organizacji gry i modelowych zachowań poszczególnych formacji. Gry kontrolne ułożyliśmy tak, żeby zespól podejmował wyzwania rywalizując z trudnymi przeciwnikami, chcieliśmy wygrywać wszystko, żeby odbudować morale zespołu po nie udanej rundzie jesiennej. Już w trakcie rundy kluczowa była konsekwencja w punktowaniu i realizacji planów na mecz.
- Co było większym sukcesem: awans do III ligi czy utrzymanie zespołu na tym poziomie w niedawno zakończonym sezonie?
– Zdecydowanie utrzymanie. Uważam to za sukces drużyny i sztabu, na który zasłużyliśmy codzienną pracą. Mam olbrzymią satysfakcję, bo dokonaliśmy tego na boisku nie oglądając się na innych.
- Czy jest jakiś jeden mecz w roli trenera Świdniczanki, który szczególnie pan zapamięta?
– Każdy mecz miał swoją małą historię i emocje. Jeżeli miałbym wyróżnić jeden, to pierwsze derby Świdnika na Sportowej ze względu na atmosferę na trybunach.
- Cztery lata w Granicie Bychawa, prawie cztery w Świdniczance, a co teraz?
– Chwilę odpoczynku i spędzenie czasu z rodziną. Pewnie za chwilę zatęsknię za piłka nożną. Czuje, że mam jeszcze wystarczające pokłady pasji i energii żeby pracować w zawodzie trenera. Nie interesuje mnie praca tylko dla pracy. Jeżeli pojawiłby się fajny projekt, dający możliwości rozwoju i progresji podjąłbym się takiego wyzwania.
