Dziś o godzinie 19 w hali MOSiR odbędzie się Wojewódzki Bal Sportowca. Podczas uroczystej gali ogłosimy zwycięzców trwającego od blisko dwóch miesięcy dziesiątego, jubileuszowego plebiscytu Dziennika Wschodniego, TVP Lublin, Radia Lublin i Fundacji Rozwoju Sportu w Lublinie na najpopularniejszego sportowca województwa lubelskiego
Król motylka
Ciężko jest wybrać tego jednego, który osiągnął największy sukces, ale jeśli najbardziej cenimy sukcesy w globalnej skali, w dyscyplinach cieszących się olbrzymią popularnością na całym świecie, to ten tekst należy zacząć od Konrada Czerniaka, złotego i srebrnego medalisty mistrzostw Europy.
Pływak Wisły Puławy przed rokiem był wicemistrzem świata, a w nowym sezonie jego kariera nabrała jeszcze większego rozpędu. W Berlinie wywalczył tytuł najlepszego zawodnika Starego Kontynentu na swoim koronnym dystansie 100 m stylem motylkowym. Dopłynął do mety z czasem 51,38 sekundy, co przy okazji było nowym rekordem mistrzostw Europy. Drugi Laszlo Cseh z Węgier był gorszy o pół sekundy.
To jednak nie koniec wyczynów puławianina w stolicy Niemiec. Do swojego dorobku dorzucił jeszcze srebrny medal na 50 m stylem dowolnym.
Oczywiście, nasz zawodnik osiągał także sukcesy w wielu innych zawodach. Zdobył mnóstwo tytułów przy okazji rywalizacji w mistrzostwach Polski, mistrzostwach Hiszpanii czy prestiżowym Pucharze Świata, który odbywa się w różnych zakątkach globu. Najważniejsze były jednak mistrzostwa Europy.
Niespodziewany medal
- Prawdę mówiąc liczyłem, że uda mi się stanąć na podium 100 m delfinem. Drugi krążek na 50 m kraulem nawet dla mnie był trochę niespodziewany. Zwłaszcza, że między występami w półfinale i finale miałem jedynie 15 minut przerwy. Najważniejsze w tym wypadku było jednak dostanie się do tej decydującej rozgrywki. Kiedy już miałem zapewniony start w finale byłem przekonany, że będzie dobrze - wspomina Czerniak.
Wiele osób twierdzi, że dobra forma puławianina to także wynik wspólnych treningów z Pawłem Korzeniowskim. - I na pewno jest w tym sporo prawdy. Każdemu brakuje rywalizacji z mocnym sparingpartnerem, a my z Pawłem przez cztery, czy pięć tygodni mieliśmy taką możliwość i myślę, że obaj na tym skorzystaliśmy - mówi pływak, który od kilku lat mieszka w Hiszpanii, gdzie ćwiczy pod okiem Bartosza Kizierowskiego.
Polak, Węgier, dwaj rywale
Drugim z najbardziej utytułowanych zawodników z naszego regionu jest srebrny medalista mistrzostw Europy w rzucie młotem, lekkoatleta Paweł Fajdek. Zawodnik Agrosu Zamość przez cały sezon toczył zacięte pojedynki z Węgrem Krisztianem Parsem. Raz górą był jeden, raz drugi. Polak pokonał przeciwnika chociażby przy okazji zimowego Pucharu Europy w rzutach. Podczas zawodów w Portugalii osiągnął rezultat 78,85.
W najważniejszej imprezie sezonu lepiej spisał się jednak Pars. Ale znów było co oglądać. Reprezentant biało-czerwonych prowadził po rzucie na 78,48. Węgier odpowiedział kapitalną próbą, w której osiągnął 82,18. Fajdek walczył i zbliżył się do swojego wielkiego rywala na 13 cm, ale tym razem musiał się pogodzić ze srebrnym krążkiem.
25-latkowi nie sposób odmówić kolejnego wielkiego wyczynu. Chodzi o poprawienie rekordu Polski Szymona Ziółkowskiego, który przetrwał aż… 13 lat. Fajdek dokonał tej sztuki przy okazji 5. Memoriału Kamili Skolimowskiej. Już w drugiej próbie posłał młot na odległość 83,77 metra, poprawiając rekord o 10 centymetrów.
To jednak nie wszystko, czym w minionych dwunastu miesiącach mógł się pochwalić podopieczny trenera Czesława Cybulskiego. Do swojego bogatego dorobku medalowego dołożył złoto podczas mistrzostw Polski, w których do sukcesu wystarczyły mu jedynie dwie udane próby. Mimo to posłał młot na odległość 78,80 m.
Od upału aż po mróz
Miniony rok był przełomowy także dla Jakuba Piątka. Motocyklista KM Cross Lublin wywalczył mistrzostwo świata juniorów w cross-country, wygrał Akademię Orlen Team, a już w tym roku po raz pierwszy w życiu wziął udział w Rajdzie Dakar. Co prawda ze względu na awarię motocykla nie dojechał o mety, ale jako debiutant zrobił na wszystkich bardzo dobre wrażenie.
- Codziennie przebywaliśmy setki kilometrów. Najkrótszy dystans to 600 km, ale zdarzały się dni, gdy kilometrów do przebycia było ponad tysiąc. To robiło na mnie potężne wrażenie. Tak trudnego rajdu się nie spodziewałem. Liczyłem, że Dakar porównać będzie można do najtrudniejszych odcinków mistrzostw świata. Myliłem się. Było o wiele gorzej - opowiada Piątek. - W niektórych miejscach temperatura przekraczała 45 stopni. Ale mieliśmy do czynienia z każdymi warunkami. Zaczynając od Buenos Aires, gdzie była dość wysoka temperatura i nizinny teren, przez Andy i przejazd na wysokości 4900 m n.p.m., gdzie temperatura spadała poniżej zera. Po przejeździe przez góry wjechaliśmy na pustynie Atacama. Jest to najsuchsza pustynia na świecie, deszcz nie spadł tam od ponad 400 lat.
Jedynaczka ze złotem
Zawodniczka taekwondo, Ilona Działa z Lewartu Lubartów, została podwójną wicemistrzynią Europy. Sztangistki Marzena Karpińska oraz Ewa Mizdal stawały na podium kontynentalnego czempionatu w podnoszeniu ciężarów, Paula Mocior wywalczyła brązowy medal mistrzostw świata juniorek w bikini firness, uprawiająca wspinaczkę Aleksandra Rudzińska brązowy medal mistrzostw świata, a zapaśniczka Aleksandra Wólczyńska złoty mistrzostw Europy oraz brązowy mistrzostw świata kadetek.
Na wielkie słowa uznania zasługuje jedyna nasza mistrzyni świata wśród seniorek, Justyna Marciniak, która wywalczyła dwa złote krążki podczas turnieju karate rozgrywanego w październiku w Genewie, oba w konkurencjach walk.
- Układy mnie nie kręcą, wolę bezpośrednie starcie z drugą osobą, pokaz siły psychicznej i umiejętności. Odczuwam satysfakcję tylko po wygranej walce, najlepiej z równie dobrze przygotowaną zawodniczką - mówi zawodniczka Lubelskiego Klubu Karate Tradycyjnego. - Na Mistrzostwach Świata w finale zacięcie walczyłam z Ukrainką, która przez wiele lat większość pojedynków kończyła w parterze podcięciem. Pokonałam ją jej własną bronią w ostatniej sekundzie. Czułam dumę i spełnienie. Kosztowało mnie to wiele miesięcy treningów i wyrzeczeń. Jak w diecie! (śmiech) - dodaje Marciniak.
Siedemnasty tytuł
Drużynowo największym sukcesem mogą pochwalić się szczypiornistki MKS Selgros Lublin, które obroniły wywalczone przed rokiem mistrzostwo Polski. To już 17 tytuł w historii klubu. Ostatnią bitwę w walce o złote medale podopieczne trener Sabiny Włodek rozegrały w hali Globus. Pokonały KGHM Metraco Zagłębie Lubin 26:22.
To był jeden z tych dni, który kibice piłki ręcznej w Lublinie będą wspominać przez lata. Już przed meczem czuć było atmosferę sportowego święta. W hali Globus zasiadło cztery tysiące fanów żeńskiego szczypiorniaka, tworząc fantastyczną atmosferę. - Kibice byli cudowni, byli naszym ósmym zawodnikiem. Dzięki nim nogi same biegały po parkiecie - wspomina Walentyna Nieściaruk, rozgrywająca MKS Selgros.
Po ostatniej syrenie w hali Globus rozpoczęło się szaleństwo. Szczypiornistki nie kryły łez wzruszenia, a szampan lał się strumieniami. Szczególnie wzruszona była Małgorzata Majerek, dla której to był ostatni mecz w karierze.
Trzeba przyznać, że skrzydłowa zeszła ze sceny w wielkim stylu. Wieloletnia kapitan lubelskiej drużyny zdobyła dziewięć bramek i zgarnęła nagrodę dla najlepszej zawodniczki spotkania. Z MKS Selgros pożegnała się także Alina Wojtas. Podpora lubelskiego klubu i reprezentacji Polski przeniosła się do Norwegii, zostając zawodniczką tamtejszego Larvik HK.
Powrót po latach
Porównywalny sukces do szczypiornistek, bo osiągnięty w znacznie popularniejszej i wymagającej dużo większych nakładów finansowych dyscyplinie, osiągnęli piłkarze Górnika Łęczna, którzy po siedmiu latach powrócili do piłkarskiej elity.
To właśnie zielono-czarni byli ostatnim przedstawicielem Lubelszczyzny w piłkarskiej ekstraklasie. Po sezonie 2006/07 zostali z niej karnie zdegradowani za udział w aferze korupcyjnej. Odbyli pokutę w niższych ligach, zmuszeni do rywalizacji z takimi piłkarskimi "potęgami”, jak Przebój Wolbrom czy Naprzód Jędrzejów. Przetrzymali protest kibiców po zmianie nazwy na GKS Bogdanka i wrócili w glorii chwały, już ramię w ramię z fanami, którzy głośnym dopingiem wspierają ich nie tylko na własnym stadionie, ale również podczas wszystkich wyjazdów.
Mistrz na rozkładzie
Jedynym piłkarzem, który przez ten cały czas był z klubem na dobre i na złe jest Veljko Nikitović. Serbski kapitan co prawda po spadku z ekstraklasy odszedł do rumuńskiego FC Vaslui, ale wrócił już po pół roku, gdy Górnik występował jeszcze w trzeciej lidze.
- Awans był moim wielkim marzeniem. Jestem dumny z drużyny, że udało się go wywalczyć - mówi Nikitović.
Jako beniaminek Górnik spisuje się w elicie całkiem dobrze. 2014 rok zakończył na 11 pozycji, z niewielką stratą i sporymi szansami na awans do grupy mistrzowskiej. - Stać nas na awans do czołowej ósemki. To osiągnięcie zdecydowanie w zasięgu naszych możliwości - zapewnia Velo.
Wisienką na torcie był ostatni mecz rundy z mistrzem Polski Legią Warszawa. Komplet fanów oglądał świetne widowisko, w którym "zielono-czarni” po emocjonującym meczu pokonali uczestnika Ligi Europy 3:1, wzbudzając uznanie i podziw w całym kraju.
Stadionie, otwórz się!
Do największych sportowych wydarzeń mijającego roku w naszym województwie należy zaliczyć także organizację II Maratonu Lubelskiego, w którym wzięło udział ponad 600 zawodników i zawodniczek oraz, a może przede wszystkim, otwarcie Areny Lublin.
Na imprezie zorganizowanej przez telewizję TVN stadion wypełnił się po brzegi. Komplet publiczności zasiadł na trybunach także podczas pierwszego oficjalnego spotkania, między młodzieżowymi reprezentacjami Polski i Włoch. Rekordową widownię miały też rozegrane na Arenie derby Lublina. Pojedynek Motoru i Lublinianki przyciągnął na trybuny 6,5 tys. fanów. A trzeba pamiętać, że to tylko III liga. Od wiosny na zbudowanym kosztem 160 mln złotych obiekcie piłkarze obu zespołów będą grali już regularnie, a w 2017 roku stadion będzie areną Młodzieżowych Mistrzostw Europy w piłce nożnej.
W trakcie minionych dwunastu miesięcy mogliśmy podziwiać też wiele innych, ciekawych imprez. W lubelskiej hali Globus dwukrotnie gościła reprezentacja Polski piłkarzy ręcznych, a na stadionie przy Al. Zygmuntowskich zorganizowano mecz żużlowy Polska-Ukraina. Po raz pierwszy w historii w Lublinie odbyła się także Cavaliada.
Na słowa uznania zasługuje całe środowisko koszykarskie, które przeszło prawdziwą metamorfozę. Jeszcze kilka lat temu nie mieliśmy nawet drużyny w pierwszej lidze (drugi poziom rozgrywkowy), dziś mamy dwie w najwyższej klasie, Tauron Basket Lidze i coraz większe sukcesy w sporcie młodzieżowym. To też efekt działań odpowiednich ludzi, którzy potrafili wykorzystać sprzyjającą koniunkturę i odbudować bogate koszykarskie tradycyjne w naszym regionie. Ci najbardziej zasłużeni to prezes LZKosz Marek Lembrych oraz prezesi, odpowiednio Wikany-Startu Lublin oraz Pszczółki AZS UMCS Lublin, Arkadiusz Pelczar i Dariusz Gaweł.
Dla lubelskiego sportu zasłużył się także prezes MKS Selgros Lublin, Michał Jastrzębski. Za jego kadencji mistrzostwo Polski wróciło do Koziego Grodu, a klub, który jeszcze niedawno stał na skraju przepaści, dziś rokrocznie gra w Lidze Mistrzyń. Cały czas rozwijają się także stabilnie zarządzane przez Jerzego Witaszka Azoty Puławy.
Nowi sponsorzy
Na osobny akapit zasługuje Artur Kapelko z Górnika Łęczna. Kapelce udało się wprowadzić oszczędności w zarządzaniu klubem, jednocześnie doprowadzając do zwiększenia jakości sportowej. Dzięki decyzjom personalnym zdołał odbudować będący chlubą Łęcznej oraz regionu zespół i ponownie wprowadzić go na piłkarskie salony.
Znamienne jest, że wszystkie wymienione kluby mają sponsorów strategicznych. To w równym stopniu zasługa menedżerów, potrafiących przyciągnąć prężne firmy do siebie, hojnych inwestorów, jak i lokalnych władz, które stworzyły dobre warunki do inwestowania w lubelski sport. Nie licząc Bogdanki, która jest z Górnikiem Łęczna od wielu lat i Azotów, na podobnej zasadzie wspierających szczypiornistów z Puław, zaangażowanie się takich przedsiębiorstw, jak Selgros, Wikana czy Pszczółka to przecież świeże sprawy. Pamiętajmy, że to także dzięki nim możemy cieszyć się z sukcesów naszych sportowców.