

Rozmowa z Pawłem Stolarskim, zawodnikiem Motoru Lublin

- W meczu z Radomiakiem zaliczyłem 200 występ w PKO BP Ekstraklasie. To był dla ciebie wyjątkowy mecz?
– Szczerze powiedziawszy nie przywiązywałem do tego uwagi, ta sytuacja zeszła tak naprawdę na drugi plan. Najważniejsze było zdobycie trzech punktów, ale to się nie udało.
- Wygrana była blisko, strzeliliście dwie bramki, prowadziliście, ale znowu czegoś zabrakło, a czego?
– Myślę, że tej koncentracji u nas. Byliśmy w 11 pod piłką i straciliśmy drugą bramkę. Nie chcę się wypowiadać na gorąco, bo byłem już na ławce, a inaczej to wygląda na boisku, a inaczej później na analizie wideo. Rywale niczym nas jednak nie zaskoczyli. Wiedzieliśmy, że bazują na indywidualnościach i dokładnie tak było.
- Jak z twoim zdrowiem, bo musiałeś opuścić boisko z powodu kontuzji...
– Dostałem mocny stempel na Achilles i z minuty na minutę odczuwałem to coraz bardziej. Szkoda, bo to była wymuszona zmiana i musiałem zejść z boiska. Mam nadzieję, że będzie OK. Wiadomo, że na gorąco po meczu nie boli tak bardzo, jak na następny dzień. Mam nadzieję, że jednak to nie będzie nic poważnego.
- Znowu prowadziliście, ale nie potrafiliście utrzymać korzystnego wyniku do końcowego gwizdka. Taka sytuacja ciągle się powtarza...
– Przegrywaliśmy 0:1, ale udało się zdobyć dwie bramki, byliśmy na prowadzeniu i trzeba pracować nad tym, żeby te wyniki dowozić. Z drugiej strony nie można też mówić, że jest dramat czy katastrofa, bo przegraliśmy dwa razy na dziewięć meczów. Ta sytuacja też nas jednak boli, że jest za dużo remisów. Staramy się na boisku, jak możemy, zostawiamy sto procent zdrowia, a trzeba pracować, żeby dowozić te trzy punkty.
- Jak na to wszystko reaguje drużyna?
– Powiedziałbym, że nie ma nerwowości, tylko bardziej taka sportowa złość. Dużo nas kosztuje, żeby wrócić do meczu i wyciągnąć wynik z 0:1 na 2:1. Zrobiliśmy to, ale ostatecznie nie wygraliśmy.
- W przerwie była jakaś męska rozmowa? Jednak w drugiej połowie zagraliście dużo lepiej niż w pierwszej...
– Na pewno była rozmowa, ale taka normalna. Zdawaliśmy sobie sprawę, że przed przerwą mieliśmy ten mecz pod kontrolą, a byliśmy źli na siebie, że tak łatwo straciliśmy bramkę. Była bardzo duża złość sportowa i jak widać ta rozmowa bardzo pomogła, bo na drugą część spotkania wyszliśmy jeszcze lepsi niż w pierwszej.
- Wykreowaliście zdecydowanie więcej sytuacji pod bramką rywali...
– Dokładnie, dlatego tym bardziej boli, że nie udało się dowieźć trzech punktów do końca.
