W środę PZPN ogłosił, że mecz GKS Tychy – Wisła Puławy zostanie rozegrany nie 17 maja, a osiem dni później. Zmiana terminu bardzo nie pasuje Dumie Powiśla. I trudno się dziwić, bo drużyna Adama Buczka musiałaby rozegrać w jednym tygodniu aż trzy spotkania. Puławianie nie zgadzają się na taki stan rzeczy
Sylwester Patejuk i jego koledzy maraton rozpoczęliby w poniedziałek 22 maja. Wówczas mają zmierzyć się u siebie z Pogonią Siedlce. Już w czwartek 25 maja czekałaby ich wizyta w Tychach. Na dokładkę w niedzielę 28 maja i to o godz. 12.30 Wisła musi zagrać w Nowym Sączu z tamtejszą Sandecją. Nie dość, że dosłownie w jednym tygodniu puławianie rozegraliby trzy spotkania, to dodatkowo dwa ostatnie na wyjeździe.
Zgodnie z przepisami, jeżeli zmiana terminu zawodów następuje mniej niż 14 dni przed jego rozegraniem, to rywal musi wyrazić na to zgodę. Według regulaminu, w przypadku nieprzewidzianej i nie zależnej od gospodarza przeszkody, która uniemożliwia rozegranie spotkania w wyznaczonym terminie klub musi wskazać inny obiekt, na którym mogłyby odbyć się zawody. – Nie wyrażając zgody na nowy termin kierujemy się przepisami obowiązującego regulaminu rozgrywek, zasadami sportowej rywalizacji i idei fair play, które powinny przyświecać wszystkim członkom PZPN. Otrzymana informacja Departamentu Rozgrywek Krajowych działa wprost na szkodę naszego klubu jednocześnie faworyzuje GKS Tychy – piszą działacze Wisły w swoim oświadczeniu.
Wiadomo przecież, że w kontekście walki o utrzymanie każdy kolejny mecz ma dla Dumy Powiśla kolosalne znacznie. A w tej sytuacji trudno mówić o odpowiednim przygotowaniu się do kluczowych spotkań. – W odstępie niespełna 65 godzin musielibyśmy pokonać 1200 km. Uniemożliwiałoby to w jakikolwiek sposób mikrocyklu treningowego oraz regeneracji i odnowy biologicznej zawodników – czytamy w oświadczeniu klubu z Puław. – Zaproponowana zmiana miałaby też wpływ na odbywanie kar dotyczących żółtych i czerwonych kartek – dodają działacze Wisły.
Cała sytuacja mocno dziwi, bo o problemach z boiskiem w Tychach wiadomo było już pod koniec 2016 roku. Prędzej, czy później musiało dojść do wymiany murawy. Rywal zespołu trenera Buczka wybrał jednak moment najgorszy z możliwych dla swoich przeciwników w walce o utrzymanie na zapleczu Lotto Ekstraklasy. – Gdyby działacze GKS zgłosili się do nas miesiąc temu, to pewnie bez problemu ustalilibyśmy nowy termin – wyjaśnia Kamil Dylda, dyrektor sportowy klubu z Puław. – W tej sytuacji zostaliśmy postawieni pod ścianą. Nie powinniśmy być karani, dlatego będziemy protestowali i starali się o zmianę daty meczu – dodaje.