

Rozmowa z Kamilem Witkowskim, trenerem Motoru II Lublin

- Po sześciu kolejkach macie na koncie tylko pięć punktów. W sobotę tylko zremisowaliście u siebie z beniaminkiem, Ruchem Ryki. Chyba jesteście rozczarowani?
– To już, któryś mecz z rzędu, kiedy prowadzimy i nie możemy dowieźć korzystnego wyniku. Czy to jednak rozczarowanie? Zależy, jak na to spojrzeć. Ja uważam, że drużyna robi progres. Trzeba jednak przyznać, że mamy wielu młodych chłopaków, a ta drużyna w poprzednim sezonie zajęła dziewiąte miejsce w tabeli. To nie tak, że my coś zepsuliśmy. Pracujemy, moim zdaniem w żadnym meczu, no może poza jednym, stworzyliśmy więcej sytuacji bramkowych od rywali. Sporo strzelamy, ale i sporo tracimy. Zdecydowanie za łatwo tracimy bramki i punkty. Brakuje nam troszkę doświadczenia i wydaje mi się, że takiego ogrania na tym poziomie. Praktycznie w każdym spotkaniu znajdujemy niewiarygodny sposób, żeby sprezentować rywalom gola i wypuszczamy zwycięstwa.
- W drużynie pojawił się pan dopiero na kilkanaście dni przed pierwszym meczem ligowym...
– Przyszedłem tuż przed ligą, ale mimo to nie uciekam od odpowiedzialności. Oczywiście, grania było sporo i tak naprawdę mamy za sobą drugi pełny mikrocykl. Klub chciał powalczyć o coś więcej, ale ta liga troszkę nas zweryfikowała. Są zespoły, które mają jasno postawiony cel, a do tego spore pieniążki. Sam byłem w Lubartowie przed rozpoczęciem rozgrywek i przygotowywaliśmy drużynę, żeby dać sobie szansę powalczyć na jesieni, potem siąść w zimie i zobaczyć, w którym miejscu jesteśmy. W Motorze II czasu było mało, ale pracujemy dalej.
- W lecie udało się jednak sprowadzić kilku bardziej doświadczonych zawodników...
– Jest Michał Paluch, Ivan Hurenko oraz Dawid Brzozowski, który grał wyżej, ale to nadal młody chłopak. Reszta to młodzieżowcy. Wszyscy musimy to jednak dźwignąć.
- A czemu zdecydował się pan w ogóle na przenosiny z Lubartowa do Lublina tuż przed rozpoczęciem rozgrywek?
– Kierowałem się rozwojem. W Motorze mam możliwość uczęszczania na treningi pierwszej drużyny. Mogę przebywać ze sztabem i drużyną. Tym się kierowałem. Do tej pory, w poprzednich klubach pracowałem tak naprawdę sam. Może tylko w Kraśniku mogłem liczyć na pomoc. W Motorze wygląda to zupełnie inaczej.
- A działacze postawili przed panem cel walki o awans do III ligi?
– Klub by chciał, Paweł Golański i Mateusz Stolarski to ambitni ludzie, wszyscy w klubie by tego chcieli. Liga nas jednak weryfikuje i chyba musimy jeszcze trochę z tym poczekać. To nie jest jednak tak, że już teraz składamy broń. Robimy wszystko, co możemy, żeby się poprawić. Kto jednak był na naszych meczach, ten musi potwierdzić, że w niewiarygodnych okolicznościach potrafimy tracić bramki. Chodzi nie tylko o defensywę. Umiejętności piłkarskie, taktyka, determinacja, wola zwycięstwa, to wszystko musi trwać 90 minut, a nie 30. Dużo rzeczy się składa na nasze kłopoty. Każdy mógłby robić coś lepiej, my też. Wyniki pokazują, że wychodzimy na prowadzenie, ale potem oddajemy punkty. Wspomnę tylko mecz ze Startem Krasnystaw. Prowadzimy 2:0, mogło być więcej, a w 90 minucie robimy niesamowitego karnego i kończy się wynikiem 2:2.
- Jak to się mówi: czas będzie działał na waszą korzyść?
– To wszystko proces. Tracimy punkty, ale ja uważam, że idziemy do przodu. Na razie kosztem wyniku. Wierzę jednak, że i to przyjdzie. Taka jest po prostu piłka.
