Sygnał Lublin wrócił na właściwe tory. Co ciekawe, duży wpływ na progres formy ekipy Marka Deca miało wesele Damiana Karasia
Długa zabawa dobrze wpłynęła na lubelską drużynę, bo przełamanie przyszło w poprzedniej kolejce, kiedy Sygnał pokonał 2:1 Tur Milejów, który przed tym spotkaniem przewodził ligowej stawce. Tydzień później ekipa ze stadionu przy ul. Zemborzyckiej rozgromiła 6:0 rezerwy Avii Świdnik i awansowała na szóstą pozycję w ligowej tabeli.
To ważne, bo początek tego sezonu był dla piłkarzy Marka Deca nieudany. Dwa remisy i porażka na własnym obiekcie z Orłem Urzędów nikogo w klubie nie zadowalały. W oczy rzucały się zwłaszcza olbrzymie problemy w defensywie. Mecze Sygnału kończyły się hokejowymi wynikami – 3:3 z Garbarnią Kurów czy 2:4 z Orłem Urzędów. A trzeba przy tym pamiętać, że ci dwaj rywale to beniaminkowie lubelskiej klasy okręgowej.
– Nie winiłbym tu tylko obrońców. Za defensywę jest odpowiedzialny cały zespół. Wystarczy, że ktoś z przodu odpuści krycie i przeciwnicy od razu zyskują przewagę w danej strefie boiska. Na treningach pracujemy nad bardzo mocno na defensywnymi aspektami naszej gry. Mecz z Turem nas odblokował i teraz powinno być już znacznie lepiej – przekonuje Marek Dec.
W Milejowie Sygnał stracił tylko jedną bramkę, a w spotkaniu z rezerwami Avii lublinianie zagrali wreszcie na zero z tyłu. Być może przyczyna tego progresu leży, jednak gdzie indziej. W Milejowie po raz pierwszy w tym sezonie defensywą Sygnował kierował Wojciech Paszczuk. To zawodnik, który większość swojego życia oddał lubelskiej piłce. 46-latek zagrał w Milejowie jak profesor i znakomicie kierował defensywą.
– Dziękuję mu i Piotrowi Grabiasowi za to, że włożyli jeszcze raz piłkarskie buty i wspomogli naszą drużynę. Słowa podziękowania należą się również Damianowi Karasiowi. To dla niego zwyciężyliśmy w Milejowie. Świetnie się bawiliśmy na jego weselu. Jemu oraz jego małżonce Pauli życzymy wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia – mówi Marek Dec.