Rozmowa z Robertem Lisem, trenerem piłkarek ręcznych MKS Lublin
- Przed panem pierwsza praca w charakterze trenera kobiecej drużyny. Jak się pan z tym czuje?
– Jest to duże wyzwanie. Chcę przekazać paniom doświadczenie wyniesione z męskiej piłki ręcznej. Dużą pomoc mam w Izabeli Puchacz i wierzę, że stworzymy zgrany duet. Uważam, że pomysł z Robertem Lisem, jako trenerem MKS Lublin wypali i za 11 miesięcy powiemy sobie, że to był dobry eksperyment.
- Jak będzie grał MKS Lublin pod pana rządami?
– Musimy grać dobrze w obronie i ataku. Wiem, że to brzmi jak banał. Mamy trzy świetne bramkarki i tę bazę trzeba wykorzystać. Chcę, aby dziewczyny broniły w sposób agresywny, najlepiej defensywą 5-1. To może zaskoczyć przeciwniczki. Dużą wagę przywiązuję do kontrataku, bo to są najłatwiejsze bramki. Mam sporą gamę zagrywek, ale muszę je sprawdzić pod kątem tego, czy nadają się do kobiecej piłki ręcznej. Chcę, abyśmy byli efektywni i gromadzili punkty. Na pewno na początku nie będziemy grać jeszcze najpiękniejszego szczypiorniaka. Na to przyjdzie czas. Punkty są najważniejsze. Nie da się przecież zbudować zespołu w kilka dni. Jestem jednak przekonany, że z czasem wszystko będzie się zazębiać. W końcu w kadrze MKS jest wiele doświadczonych zawodniczek, które rozegrały mnóstwo spotkań w reprezentacji Polski.
- Do tej pory zawodniczki MKS przygotowywały się do sezonu pod okiem trenera-specjalisty od treningu lekkoatletycznego. Jak będzie tym razem?
– Moje ekipy nigdy nie miały problemów z motoryką. Myślę, że wiedza przywieziona z czasu pobytu we Francji pozwala mi zająć się tym aspektem treningu w odpowiedni sposób. W tym tygodniu treningi będą nieco spokojniejsze, bo musimy się ze sobą zapoznać. Od przyszłego tygodnia zaczynamy jednak ciężką pracę. Trenujemy na miejscu, bo lubię pracować w ten sposób.
- Czy dużym problemem dla pana będzie dwutygodniowy wyjazd reprezentacji Polski na turnieje towarzyskie do Japonii? Do Azji polecą aż cztery zawodniczki z Lublina.
– Na pewno spowoduje to problem z frekwencją na treningach. Będę musiał zrobić wówczas nieco inne zajęcia, ale moje podopieczne z pewnością nie będą się nudzić. Będzie to również czas przyjrzenia się klubowym rezerwom. Na razie jeszcze nikogo nie przeniosłem z zespołu rezerw do pierwszej drużyny. Być może jednak zaprosimy kilka zawodniczek z drugiej ekipy na treningi z nami w tym okresie.
- Czy Kinga Achruk będzie liderką zespołu?
– Liderka powinna być, ale nie wiem czy to będzie Kinga. Pamiętajmy, że liderka może przesądzić o zwycięstwie w dwóch czy trzech spotkaniach. Sezon wygrywa jednak zawsze drużyna.
- Zdążył się pan zorientować w sile poszczególnych ekip w żeńskiej Superlidze?
– Nigdy nie byłem oderwany od rzeczywistości i już wcześniej orientowałem się w rozgrywkach kobiecych. Nie przyleciałem w końcu z księżyca. Wiem, które ekipy są mocne, a które nieco słabsze. Chociaż słabych drużyn w tej lidze tak naprawdę nie ma. Obejrzałem również mnóstwo spotkań MKS Selgros i wiem, z kim przyjdzie mi pracować.