Orlęta Radzyń Podlaski w trzech meczach rundy wiosennej wywalczyły siedem punktów. Gdyby nie remis w Zamościu biało-zieloni zanotowaliby perfekcyjny start. Mimo wpadki z ostatnim zespołem w tabeli i tak mogą być jednak zadowoleni
W miniony weekend po tygodniu przerwy (mecz z Wólczanką został przełożony – red) podopieczni trenera Damiana Panka pokonali na wyjeździe Lubliniankę 3:1. Dzięki temu wskoczyli na piąte miejsce i oddalili się od strefy spadkowej na pięć „oczek”, a nadal mają przecież jedno spotkanie rozegrane mniej.
Bohaterem starcia na Arenie Lublin był Arkadiusz Kot, który po dośrodkowaniach z rzutów rożnych dwa razy pokonał Pawła Lipca. Co ciekawe na czwartkowym treningu przed meczem drużyna długo ćwiczyła dośrodkowania ze stałych fragmentów gry, ale… zbyt wiele goli na zajęciach nie padło.
– Śmiejemy się z chłopakami, że na treningu poszło nam dużo gorzej niż w meczu – mówi trener Damian Panek. – Czasami tak jednak bywa. Kiedy ćwiczy się do znudzenia pewne elementy, to prędzej czy później będą z tego korzyści. Cieszymy się, że przyszły akurat podczas pojedynku z Lublinianką, bo wywalczyliśmy bardzo ważne punkty. Arek może nie jest bardzo wysokim zawodnikiem, ale po raz kolejny pokazał, że świetnie potrafi grać w powietrzu. To przecież nie pierwsze gole, które zdobywał w ten sposób.
Mimo wygranej i coraz lepszej sytuacji w tabeli w Radzyniu Podlaskim nikt nie świętuje jeszcze utrzymania. – Doskonale znam tabelę naszej grupy. Nic nie jest jeszcze przesądzone, bo kolejek zostało naprawdę sporo. Myślę, że do pozostania w III lidze trzeba nam przynajmniej 50 punktów. Mamy przed sobą kolejne ważne spotkania: z Wolczanka, Piastem, czy Orłem – wyjaśnia szkoleniowiec Orląt. I dodaje, że nie czas na hurraoptymizm. – Droga nadal daleka i nie ma sensu się dekoncentrować. Skupiamy się na kolejnym przeciwniku.
Kolejna dobra informacja dla kibiców biało-zielonych to powrót na boisku Rafała Borysiuka. Jeden z najważniejszych piłkarzy zespołu jeszcze podczas zimowych sparingów doznał poważnego urazu. Długo nie trenować, ale w sobotę pojawił się na murawie w 82 minucie. Wiadomo, że „Borys” będzie potrzebował jeszcze czasu, żeby dojść do formy, zarówno fizycznej, jak i sportowej. – Rafał cały czas nadrabia zaległości. Na pełnych obrotach ćwiczy z nami dopiero od tygodnia, więc musimy mu dać jeszcze trochę czasu. Wierzę jednak, że szybko dojdzie do siebie na sto procent i bardzo się nam jeszcze w tym sezonie przyda – przekonuje opiekun Orląt.