

Rozmowa z Wojciechem Kamińskim, trenerem PGE Start Lublin.

Jak pan podsumuje spotkanie z Arriva Lotto Twarde Pierniki Toruń?
- Dziękuję swoim zawodnikom za walkę i wyrwanie tego spotkania. Przez większość meczu to goście nadawali ton rywalizacji i wyglądali lepiej od nas. Od połowy trzeciej kwarty zaczęliśmy grać lepiej Towarzyszyły nam błędy, ale cieszymy się ze zwycięstwa.
Za wami kolejna słaba pierwsza połowa, po której musicie gonić rywala. Z czego wynikają regularnie powtarzające się słabe otwarcia spotkań?
- Koszykówka jest takim sportem, w którym ciężko jest grac dobrze przez cały mecz. Oglądając Euroligę widzieliśmy kilka takich spotkań, kiedy jedna ekipa przegrywała kilkunastoma punktami, a potrafiła na koniec schodzić z parkietu jako zwycięzca. Inna sprawa, że mieliśmy mecz w środę. Mamy swoje urazy, nie jesteśmy w pełni zdrowi i to tez ma pewien wpływ na nas. Toruń ma klasowych graczy i ten bilans w lidze nie odzwierciedla ich potencjału. Cieszę się, że wygraliśmy, bo ten mecz wcale nie zapowiadał się tak łatwo, jak się wydaje.
W końcówce spotkania sporo było z waszej strony indywidualnej gry. Czy tak to miało wyglądać?
- Tak i tak będzie wyglądała nasza gra do końca sezonu. Uważam, że koszykówka tak właśnie ogląda. Proszę spojrzeć na spotkania Euroligi czy EuroCupu. Jeśli ktoś widzi słabego obrońcę, to go po prostu atakuje, a nie bawi się w zaawansowaną taktykę. Nie mamy zawodników o wzroście 215 cm, gdzie możemy podać piłkę. Próbujemy wykorzystać to, co mamy najlepsze. Z biegiem czasu dojdą nowe elementy w nasze grze, także ze względu na lepsze zrozumienie zawodników. Nie spodziewałbym się jednak tego, żeby Start Lublin zaczął grać zagrywki po 20 i więcej sekund. Mamy je w zanadrzu, ale ci zawodnicy nie czują się z tym najlepiej. Nie ma sensu zawracać kijem Wisły, tylko trzeba iść z prądem.
Jak będą wyglądały przygotowania do środowego meczu z Rilski Sportist w ramach FIBA Europe Cup?
- W niedzielę mamy dzień wolny, w poniedziałek trening. We wtorek rano wyjeżdżamy z Lublina i lecimy do Bułgarii. Tam mamy trening, a w środę mecz. Wracamy do Lublina i jedziemy do Słupska. W domu będziemy więc dopiero w niedzielę po północy.
Jak pan ocenia mistrza Bułgarii?
- To niebezpieczna drużyna. Już mecz z UCAM Murcia pokazał, że to dobry zespół. Hiszpanie dopiero w czwartej kwarcie zapewnili sobie zwycięstwo. To wymagający przeciwnik, który ma w składzie zawodników znanych z ligi polskiej.
Jak pana zespół adaptuje się do grania dwóch spotkań w tygodniu?
- Ten zespół budowaliśmy w oparciu o świadomość rozgrywania dwóch spotkań w tygodniu. Kiedy ma się 23 czy 24 lata, to organizm łatwiej się regeneruje. Ta regeneracja musi mieć szanse zaistnieć. Jest sobota wieczorem, więc chcę żeby zawodnicy odpowiedzialnie odpoczywali.
Czy klub jest aktywny na rynku transferowym?
- Nie jest tak, że musimy wykonywać jakiś transfer. Przeglądamy jednak rynek i jesteśmy w kontakcie z agentami. Nie musimy jednak robić transferów, ale jakby była okazja, to klub pewnie jest na to gotowy.
Jak pan ocenia rozwój Elijaha Hawkinsa?
- Myślę, że i tak jest już lepiej. Ostatnie dwa mecze w wykonaniu Hawkinsa były dobre. Trochę szaleństwa musi być. Mamy młodych zawodników na obwodzie i to musi być. Nie wolno im wszystkiego zabierać. Można to szaleństwo jednak ukierunkować, tak, aby było z dużą korzyścią dla zespołu. Jordan Wright, który dużo więcej ogląda europejskiej koszykówki sporo podpowiada kolegom. Elijah Hawkins jest pierwszy sezon w Europie, ale i tak szybko się uczy basketu na naszym kontynencie.
