
Od października, zgodnie z decyzją dyrekcji puławskiego szpitala, zamknięta została przychodnia podstawowej opieki zdrowotnej przy ul. Kołłątaja. Powody - braki kadrowe, za mało pacjentów i koszty. W budynku rozwijane są usługi rehabilitacyjne.

Gdy w latach 70-tych ubiegłego wieku budowano puławskie POZ-ty, liczba mieszkańców regionu rosła, a publiczny szpital ze swoimi przychodniami był monopolistą. Po ustrojowej transformacji, podobnie jak w całym kraju, także w Puławach pojawiły się placówki prywatne, które szybko zaczęły wygrywać konkurencję. Przyciągały nowszą infrastrukturą, dostępnością, jakością oferowanych usług. Prywatne rozwijały się, a publiczne traciły - lekarzy, odchodzących wraz z nimi pacjentów oraz podążające za pacjentami pieniądze.
Bezlitosny rynek
Na rzucenie im przysłowiowej rękawicy puławskiego SP ZOZ nigdy nie było stać. Priorytetem pozostawało utrzymanie szpitala przy ul. Bema, remonty oddziałów, trzymanie w ryzach zadłużenia itd. Mimo trudności, zakład utrzymywał swoje cztery POZ-y, obserwując nieustanny odpływ deklaracji do lekarzy rodzinnych. Obecna dyrekcja zdecydowała, że taka struktura w obecnych realiach nie ma sensu. Z ostatnim dniem września przychodnia przy ul. Kołłątaja, zgodnie z zapowiedziami, została zamknięta.
- Pięćdziesiąt lat temu nasze POZ-ty świadczyły usługi dla miasta Puławy i kilku powiatów. Teraz przychodni jest więcej, a mieszkańców mniej. Ponadto z powodu ograniczonej liczby lekarzy, nie byliśmy w stanie zagwarantować dostępności do nich w godzinach 8-18. Gdy jeden lekarz obsługuje dwie-trzy przychodnie, placówki były zamykane często już o godz. 14, co było nie do zaakceptowania dla osób czynnych zawodowo - tłumaczy dr Marek Paździor, dyrektor SP ZOZ w Puławach.
Niewystarczająca liczba lekarzy, niska dostępność i odpływ pacjentów to niejedyny problem publicznych przychodni. Okazało się również, że sporo deklaracji widniało jedynie na papierze, np. poprzez zapis do lekarza rodzinnego, który od dawna nie jest pracownikiem SP ZOZ albo już nie żyje. Jak się okazało, realna liczba pacjentów na jednego lekarza w puławskich POZ-tach jest nawet kilkukrotnie niższa od tych w placówkach prywatnych.
Placówek mniej, ale czynne dłużej
Co zatem robić? Dr Paździor uznał, że lepiej zamknąć jeden z POZ-ów, a jednocześnie wydłużyć godziny przyjmowania pacjentów w trzech pozostałych. - Teraz możemy funkcjonować w godzinach 8-18, zgodnie z wymogami NFZ. Udało mi się również pozyskać dwóch specjalistów medycyny rodzinnej. Wszystko to robimy po to, by zwiększać dostępność do lekarzy i to już zaczyna przynosić efekty. Widzimy, że mamy już ponad 60 deklaracji więcej - przyznaje nasz rozmówca.
Pacjenci, którzy dotychczas korzystali z "czwórki" nadal mogą leczyć się u swoich lekarzy rodzinnych, ale muszą ich szukać w trzech pozostałych POZ-ach działających w innych częściach miasta (POZ nr 1 przy al. Partyzantów, POZ nr 2 przy ul. M. Curie-Skłodowskiej i POZ nr 3 przy ul. J. Kilińskiego). W budynku przy Kołłątaja rozwijana jest natomiast rehabilitacja, zlokalizowano tutaj również poradnię zdrowia psychicznego i uzależnień, która wcześniej mieściła się w poradni specjalistycznej przy ul. Centralnej.
Co z pozostałymi?
Pytanie, czy w niedalekiej przyszłości podobny los grozi pozostałym trzem publicznym POZ-om. Gwarancji tego, że wszystkie one przetrwają w niezmienionej formie dyrekcja nie daje. - Rynek ciągle się zmienia, a my musimy się dostosować, ale wszystkie decyzje tego rodzaju będę podejmowane w oparciu o analizy oraz w porozumieniu z zarządem powiatu, komisją zdrowia, komisją budżetu. Analizujemy różne scenariusze - przyznaje Marek Paździor.
Niewykluczone natomiast, że w jakimś zakresie lekarze rodzinni będą przyjmować także na Centralnej. Co prawda byłoby dość blisko POZ nr 2 (trochę ponad 300 metrów), ale jak mówi dyrektor, przymiarki w tym kierunku już się rozpoczęły. Jednym z warunków jest zakończenie trwającego remontu przychodni specjalistycznej.
