Ojciec Filip Buczyński, franciszkanin i założyciel Hospicjum dla Dzieci im. Małego Księcia w Lublinie, nie owija w bawełnę: „Żeby godnie żyć, potrzebne są pieniądze. Ale też żeby godnie umierać”. To zdanie otwiera rozmowę o codziennym zmaganiu z cierpieniem, o profesjonalnej i wymagającej opiece, której potrzebują chore dzieci i ich rodziny. Hospicjum to nie tylko łóżko i trzymanie za rękę – to kompleksowa pomoc medyczna, psychologiczna, terapeutyczna i logistyczna. Rocznie placówka wydaje około 14 milionów złotych, z czego aż 4 miliony musi zdobywać poprzez darczyńców, akcje społeczne i 1,5% podatku. Ogromną rolę odgrywają tu dzieci ze szkół, sportowcy, a także wydarzenia takie jak bale charytatywne, które – nawet jeśli nie przynoszą milionów – budują społeczne poczucie odpowiedzialności i wspólnoty.
W rozmowie ojciec Buczyński dotyka również trudnych tematów wiary w kontekście cierpienia i śmierci. Wspomina sytuacje, w których ludzie doszukują się w cierpieniu kary Bożej, np. gdy babcia umierającego dziecka tłumaczy jego stan „grzechami kobiet w rodzinie”. Zdaniem franciszkanina to dramatycznie fałszywy obraz Boga – „diabelstwo” prowadzące do poczucia winy zamiast nadziei. Mówi wprost: „Niektórzy wycierają sobie gębę Panem Bogiem”. Podkreśla, że religia nie jest układem handlowym – nie wystarczy modlić się „odpowiednią ilość razy”, by dostać coś w zamian. Nasza wiara – mówi Buczyński – często bywa powierzchowna i rytualna, pozbawiona autentycznego przekazu międzypokoleniowego. Kapłani ponoszą za to częściową odpowiedzialność, ale równie istotny jest przykład dawany przez świeckich. To, co młodzi widzą w domu, ma kluczowe znaczenie. „Wierba docent, exempla trahunt” – przypomina – uczą słowa, ale pociąga przykład.
Pytany o przyszłość Kościoła i laicyzację społeczeństwa, ojciec Buczyński nie ukrywa, że kryzys istnieje, ale nie oznacza to końca. Wspomina słowa Benedykta XVI, który mówił o przyszłości małych wspólnot – skupionych, modlitewnych, autentycznych. To tam – uważa duchowny – może odrodzić się Kościół. Wskazuje na 9 tysięcy dorosłych, którzy przyjęli chrzest we Francji w ostatnie święta – to dla niego znak nadziei. Podkreśla, że każda osoba, nawet rozwiedziona czy zraniona przez życie, może żyć Ewangelią i być świadkiem wiary dla swoich dzieci, nawet jeśli formalnie nie przystępuje do komunii. „Nie mnie oceniać” – mówi – „bo Pan Bóg zna serce człowieka”.
Rozmowa kończy się refleksją nad wydarzeniami sportowymi i balami charytatywnymi. Ojciec Buczyński przywołuje symboliczne spotkanie zapaśnika Andrzeja Suprona z podopiecznymi hospicjum. „To wy jesteście gladiatorami” – powiedział dzieciom. To porównanie – jak podkreśla – nie jest na wyrost. Dzieci, które każdego dnia mierzą się z bólem, chemioterapią i ograniczeniami, są prawdziwymi wojownikami. Spotkanie środowiska sportowego z hospicyjnym ma głęboki sens – to połączenie dwóch światów ludzi przekraczających granice swoich możliwości. Wspomina też osobistą historię – możliwość spotkania po latach legendarnego bramkarza Zygmunta Kalinowskiego, którego znał jako młody chłopiec ze Śląska. „Po ponad 40 latach mogliśmy porozmawiać i powspominać. To był mój osobisty bonus z tej gali” – mówi z uśmiechem. I to może być najlepsza puenta – rozmowa o życiu i śmierci, cierpieniu i radości, stracie i wspólnocie. Bo tylko razem – duchowni, świeccy, sportowcy, dzieci, nauczyciele – możemy naprawdę pomagać.