Nowe cztery kąty możemy kupić od developera lub spółdzielni. Zanim zdecydujemy się na to z kim będziemy budować nasze mieszkanie przyjrzyjmy się dokładnie firmie lub spółdzielni, która będzie nasz plan realizowała. Sprawdźmy, kiedy powstała, kto ją założył, jaki ma kapitał, co dotąd zbudowała, jakiej to jest jakości.
Zapytajmy w gminnych urzędach, czy zostało wydane naszemu developerowi (spółdzielni) po-zwolenie na budowę. Warto też odwiedzić sąd hipoteczny by obejrzeć księgę wieczystą działki, na której ma powstać nasze mieszkanie. Upewnijmy się, czy nieruchomość nie jest przypadkiem obciążona jakimiś długami.
Developer (spółdzielnia) może budować na własnej działce albo takiej, do której ma prawo wieczystej dzierżawy. Tyle, że wieczysta dzierżawa powstaje nie w momencie podpisania aktu notarialnego, ale dopiero w chwili prawomocnego wpisu do księgi wieczystej. Dlatego warto czasem trochę zaczekać z podpisaniem umowy, do momentu aż wpis się tam pojawi.
Odwiedzając firmę poprośmy o referencje. Jeśli firma czy też spółdzielnia buduje solidnie i terminowo, z pewnością ma się już czym pochwalić. Zapytajmy, czy nasz inwestor ma podpisa-ną umowę z jakimś bankiem. To z jednej strony ułatwi nam załatwienie kredytu, a z drugiej bank może być dobrym dodatkowym źródłem wiedzy o firmie w naszym prywatnym śledztwie.
Umowa z developerem różni się od umowy ze spółdzielnią. Ta pierwsza jest umową cywilno-prawną i można ją negocjować: zmienić na korzystniejsze sposób płacenia rat i ich wysokość, korygować wysokość kar umownych. Cena mieszkania jest znana i nie ma prawa się zmienić (nie licząc indeksacji o wskaźnik inflacji lub wzrostu cen materiałów budowlanych).
Umowa ze spółdzielnią nie podlega negocjacjom. Można ją podpisać albo nie. Najgorsze jest to, że cena mieszkania jest nieznana aż do momentu ostatecznego rozliczenia inwestycji. Spół-dzielnia bowiem rozlicza się kosztorysem powykonawczym. Członek spółdzielni musi zapłacić wszystkie koszty budowy mieszkania, nawet te wynikające z nieudolności władz spółdzielni. (ZK)