Przeglądarka, z której korzystasz jest przestarzała.

Starsze przeglądarki internetowe takie jak Internet Explorer 6, 7 i 8 posiadają udokumentowane luki bezpieczeństwa, ograniczoną funkcjonalność oraz nie są zgodne z najnowszymi standardami.

Prosimy o zainstalowanie nowszej przeglądarki, która pozwoli Ci skorzystać z pełni możliwości oferowanych przez nasz portal, jak również znacznie ułatwi Ci przeglądanie internetu w przyszłości :)

Pobierz nowszą przeglądarkę:

Historia

3 maja 2021 r.
16:12

Doszliśmy pod pomnik Konstytucji 3 Maja. Nagle zaczęła się jatka

Wspomnienie o 3 maja 1984 r.
Wspomnienie o 3 maja 1984 r.

(...) na pl. Litewskim (...) Lublin przeżył inwazję MO i tajniaków. Krążące kolumny radiowozów i suk hałasowały syrenami, świeciły kogutami. (...) spisywano składających kwiaty pod pomnikiem Konstytucji, cywile fotografowali, okolica pomnika była filmowana. Przed 18-tą przywieziono tyle MO, że na placu zrobiło się granatowo. Już wtedy dokonano pierwszych zatrzymań. (...). Po 19-tej wyszli ludzie z kościoła Matki Boskiej Zwycięskiej kierując się ku pomnikowi. Ten duży tłum nie dotarł do „orzełka” ginąc w tłoku ubeków i milicji. Po pewnym czasie nadeszli ludzie od Jezuitów**.

AdBlock
Szanowny Czytelniku!
Dzięki reklamom czytasz za darmo. Prosimy o wyłączenie programu służącego do blokowania reklam (np. AdBlock).
Dziękujemy, redakcja Dziennika Wschodniego.
Kliknij tutaj, aby zaakceptować

Szedłem razem z nimi Krakowskim Przedmieściem od strony Bramy Krakowskiej. Główna ulica miasta niczym nie przypominała dzisiejszego deptaku. Szliśmy w dosyć zwartym szyku wąskimi chodnikami. Środkiem przemykały samochody i trolejbusy. Idący pod prąd z trudem znajdowali drogę. Byli poirytowani jakby się dokądś spieszyli albo skądś chcieli się jak najszybciej oddalić. Co chwilę ktoś na mnie wpadał i nie patrząc w oczy szedł dalej w swoją stronę. Na placu Litewskim było bardzo dużo ludzi. Będąc w środku tej ludzkiej rzeki nie widziałem tego, co się działo wokół. Nie mogłem dostrzec milicyjnych kordonów zajmujących pozycje na obrzeżach placu i w bocznych uliczkach. W tłumie dało się słyszeć głosy, że będzie gorąco. Tak doszliśmy na przeciwległy kraniec placu pod pomnik Konstytucji 3 Maja. Nagle zaczęła się jatka. Ni stąd ni zowąd pomiędzy ludźmi pojawili się uzbrojeni w pałki i tarcze milicjanci. Ludzie w popłochu zaczęli uciekać. Jakiś chłopak obok szarpał się z milicjantem trzymając go oburącz za przyczepioną do hełmu pleksiglasową osłonę twarzy.

– Nie dajmy się sprowokować! – dobiegał głos z tłumu.

– Pójdziesz ze mną! Ktoś mocno chwycił mnie pod ramię i popychając prowadził w kierunku milicyjnych samochodów.

A co stało się z pozostałymi? (...) Zostali rozproszeni przy pomocy spisywania i odprowadzania do suk. (...) Ogółem tego dnia zatrzymano kilkadziesiąt, a może ponad sto osób (głównie młodych) (...)* Byłem jedną z nich. Obok mnie szedł chłopak przykuty kajdankami do milicjanta. Drugą, wolną rękę wznosił w geście zwycięstwa. Tę symboliczną scenę opisano w Informatorze Solidarności, który krążył po mieście kilka dni później.

Ścieżka zdrowia 

Po jakimś czasie siedziałem w ciemnej, pozbawionej okien, milicyjnej suce, która krążyła po ulicach miasta. Ktoś najwyraźniej nie chciał, abyśmy się domyślili, dokąd jedziemy. A może komuś zależało by niepewność podsycała lęk. Jeździliśmy tak niekończące się 20 minut. Jak się okazało zawieźli nas na ul. Północną, którą od Litewskiego dzieli ledwie dwie trzy minuty. Kierowca znał się na budowaniu dramaturgii. Wśród zatrzymanych panowała cisza. Wyczuwało się niepokój, przygnębienie i strach.

– Dokąd tak długo jedziemy, skoro wszystkie posterunki są w centrum? – ktoś zapytał.

– Jak macie co, to podkładajcie pod ubranie szczególnie na plecach, bo będzie pałowanie. Zafundują nam ścieżkę zdrowia! – przerwał milczenie męski głos.

To zdanie wkrótce okazało się prorocze. Szczęśliwie miałem plecak, który zarzuciłem na ramiona, gdy tylko otworzyły się drzwi samochodu. Przed nami w dwóch rzędach stało z pałkami w rękach około dwudziestu rosłych chłopa.

– Wysiadać, k...a wasza mać!

Biegłem, ile sił. Oni bili, gdzie popadło, oszczędzając tylko głowę. Widząc osłaniający grzbiet plecak bili po udach. Z każdym uderzeniem czułem, że nogi coraz bardziej odmawiają posłuszeństwa. Przed samym końcem upadłem, gdy ktoś, kto biegł z tyłu, wpadł na mnie. Pomagając mi wstać, zbierał dodatkowe cięgi. Po chwili było po ścieżce, lecz nie po wszystkim. Staliśmy w słabo oświetlonym korytarzu.

– Jesteśmy na ulicy Północnej. Szybko stąd nie wyjdziemy – powiedział jakiś stały tutejszy bywalec.

– Minimum 48 godzin – dodał ktoś inny.

Wzywali nas na podstawie dokumentów zarekwirowanych podczas zatrzymania. Zostałem dokładnie wyspowiadany z danych personalnych. Skierowano mnie do magazynu. Gdy magazynier spisywał mój dobytek, o mały włos jeszcze raz nie oberwałem. Wyciągnął z plecaka książkę Ptaki Europy, przewodnik terenowy.

– A to co? Inteligencik książkę do aresztu sobie przyniósł?

– To jest klucz do oznaczania ptaków – odpowiedziałem ściszonym, grzecznym tonem, starając się nie powiększać napięcia.

– Jaki k...wa klucz. Klucze już spisałem! Krzyczał zdenerwowany.

Dał sobie po chwili wytłumaczyć, że takiej nazwy popularnie używa się w języku ornitologów. Uwiarygodniłem się, pokazując mu w spisie treści tytuł rozdziału „Układ klucza”. Że też chciał słuchać tych tłumaczeń?

Odprowadzono mnie do celi wraz z dwoma starszymi ode mnie mężczyznami. Byłem obolały, zmarznięty, a nade wszystko zdezorientowany strachem. Nie byłem w stanie zebrać myśli. Trząsłem się, nie wiedząc czy ze strachu, czy z zimna. Dobrze zapamiętałem chłód celi i wielokrotnie podejmowane próby zamknięcia okna. Nerwową atmosferę podsycał jeden ze współzatrzymanych. Celowo nie używam słowa współwięzień, gdyż nie chcę wpadać w kombatanckie nuty. Byliśmy w areszcie.

A ten współ... powtarzał w kółko.

– Co będzie! Co będzie!... Ja tylko byłem na zakupach. Kupiłem automatyczne korki do instalacji elektrycznej. Rzucili je w elektrycznym na rogu Staszica. Na pewno mi je zarekwirują. Co będzie! Gdzie ja takie kupię.

– Zamknij się pan! Jutro możesz stracić pracę i... w ogóle, a o jakiś korkach pieprzysz! Uciszył go ten drugi. Potem mi poradził abym nie przyznawał się, że byłem na mszy, a potem na manifestacji. Miałem kurczowo trzymać się swojej wersji, nawet jeśli miejscami będzie niespójna.

– Nie mówcie nic, bo nas podsłuchują – powiedział ten od korków.

Tuż przed północą, zostałem wezwany na przesłuchanie. Wychodząc z celi usłyszałem za sobą:

– Trzymaj się!

Przesłuchanie

Mundurowy prowadził mnie przez labirynt korytarzy. Otwierał kolejne okratowane drzwi, bezbłędnie znajdując właściwy klucz. Obrazek jak z jakiegoś filmu. Wprowadził mnie do pokoju. Coś wymamrotał salutując. Za biurkiem czekał kilka lat starszy ode mnie, dobrze ubrany mężczyzna. Zachowywał się jak pan życia i śmierci, ale nie był wulgarny. Kolejny raz skonfrontował dane z dowodu osobistego z moją pamięcią. Może wyglądałem na takiego, co ze strachu zapomniał, jak się nazywa? Wreszcie przeszedł do rzeczy i zapytał, co robiłem na placu Litewskim. Opowiedziałem mu, zgodnie z prawdą, o tym, że tego dnia byłem obserwować ptaki na torfowiskach pod Chełmem, że zmokłem, że wyjechałem pociągiem z Chełma około godziny 17, na Dworcu Głównym w Lublinie wsiadłem w trolejbus linii 156, wysiadłem na Królewskiej, ponieważ chciałem się przesiąść w coś, co jedzie na Sławinek, że sprawdziłem rozkład jazdy i aby długo nie czekać poszedłem na plac Litewski na autobus 10 czy 18. Numerów pojazdów dokładnie nie pamiętam, wszak upłynęło wiele lat. Oczywiście nie powiedziałem, że tak naprawdę nie zdążyłem na mszę za ojczyznę do kościoła Jezuitów, że wiedziałem o niej z ulotek, że jak wysiadłem z trolejbusu ludzie właśnie wychodzili z kościoła, że przyłączyłem się do nich w drodze do pomnika Konstytucji 3 Maja zwanego „orzełkiem”, że zwiódł mnie ciągnący ulicami tłum.

Moje opowiadanie uwiarygodniła kolejna absurdalna sytuacja.

– Co masz w butach? – zapytał ni stąd ni zowąd ubek.

– Wodę – odpowiedziałem.

– Nie rób żartów i zdejmij je – powiedział.

Jak prosił, tak też uczyniłem. Stałem z gumowcami w rękach.

– Co masz w środku!? – powtórzył poirytowany.

– Wodę – powtórzyłem.

– Odwróć buty! – krzyknął. Spoza biurka nie mógł widzieć mokrej plamy wokół moich skarpet.

– Ale tam jest woda!

– Żarty sobie stroisz?

Odwróciłem buty i na wykładzinę dość obficie wylały się, resztki wody, którą nabrałem podczas szybkiego marszu przez torfowisko. Widziałem wściekłość, ale i bezradność na jego twarzy. Nie powiedział ani słowa. Pomyślałem wówczas o Szwejku i o tym, jak obezwładniał rozmówców swoją naiwną prawdomównością. Metoda na Szwejka zaczęła się sprawdzać.

– Odprowadzić! – zawołał. Po chwili do pokoju wszedł mundurowy, który przez całe godzinne przesłuchanie musiał stać za drzwiami. 

W celi było cicho i wciąż bardzo zimno. Moi towarzysze wybudzili się na chwilę z drzemki. Ten drugi, nie ten od korków spytał, jak było. Odpowiedziałem, że nie tak strasznie. Ot zwykłe przesłuchanie. Nie próbowałem zgrywać bohatera. Wciąż strasznie się bałem. Zachodziłem w głowę, jak w tym stresie mogłem nie czuć tej wody w butach. Próbowałem zasnąć, ale za nic nie mogłem ułożyć się na drewnianej ławce. Wszystko mnie bolało.

Rano przyniesiono nam śniadanie. Blaszany kubek z bliżej niezidentyfikowanym napojem, był tak gorący, że ledwie utrzymałem go w dłoniach. Z czego to coś było zaparzone? Herbata czy jakaś kawa zbożowa? Na talerzu leżały dwie kromki chleba, kawałek masła albo margaryny i plasterki jakiejś podłej wędliny. Oczywiście nie podali sztućców.

– Jak zjesz to wysusz sobie kawałek skórki chleba, to będziesz miał czym na drugi raz rozsmarować masło – powiedział drugi.

– To… ile będziemy tu siedzieć? – zapytał ten od korków. Nie panował nad przerażeniem, tak jak nie panował nad drżącym, płaczliwym głosem.

Dziekan, bohater tamtych dni

Rano, około godziny 10, ponownie wezwano mnie na przesłuchanie. Prowadził je ten sam oficer.

– Sprawdziliśmy te godziny odjazdów pociągu z Chełma i trolejbusu spod dworca, to się zgadza – był wyraźnie niepocieszony.

– Skąd miałeś ten stary biuletyn Solidarności? – spytał.

Zmieszałem się, przypomniawszy sobie o skrawku pożółkłego papieru, który od dwóch lat nosiłem w portfelu. Właściwie był to sam nagłówek gazetki, z wydrukowanym na czerwono, solidarycą napisem Solidarność.

– To jeszcze z dawnych czasów. Wyciąłem ją z jakiejś gazetki i tak noszę – odpowiedziałem.

Najwyraźniej nie kupił tego tłumaczenia. Potem próbował straszyć i namawiać do współpracy. Mówił, że źle się dzieje na uczelniach itp. Mnie nie odstępowała myśl - co zrobiłby Szwejk w mojej sytuacji? Zrzucając wszystko na swoją szczerość i gadatliwość oświadczyłem, że gdybym nawet taką współpracę podjął, to z pewnością nie umiałbym tego utrzymać w tajemnicy. Nic nie powiedział. Podsunął mi do podpisania dokument zobowiązujący do zachowania w tajemnicy treści przesłuchania. Podpisałem. Wiem, że pisząc ten tekst, podobnie jak wiele razy w przeszłości, nie dotrzymuję danego słowa. Czuję się zeń zwolniony, zwłaszcza z uwagi na moją, godną szwejkowej, gadatliwość.

Po upływie kolejnych kilku godzin wypuszczono mnie do domu, gdzie przez kolejne dwa, trzy dni wylizywałem się z ran. Miałem posiniaczone, mocno spuchnięte uda, zwłaszcza z tyłu. Wiedzieli psubraty jak bić, aby wydłużyć pamięć.

Gdy po kilku dniach wchodziłem na Wydział podbiegła do mnie jedna z asystentek, prosząc, abym nie szedł na zajęcia, bo UB czeka na mnie u dziekana. Odpowiedziałem, że lepiej będzie rozmawiać z nimi przy świadku, niż mieliby mnie ciągać po komendach czy prokuraturach. Dziękuję Bogu za ten głos rozsądku. U dziekana siedział funkcjonariusz po cywilnemu, nie ten sam, który przesłuchiwał mnie tamtego dnia. Rozmowa wydawała się trwać chyba całą wieczność. Byłem zbyt pobudzony, by kontrolować czas. Kilkakrotnie powtarzane te same pytania i ja trzymający się swojej wersji. Trochę ją podkoloryzowałem przy dziekanie. Powtarzałem, że moja działalność studencka ograniczała się do koła naukowego, że niedawno co zostałem jego przewodniczącym, że zależy mi na studiach, że zacząłem prowadzić własne badania itd. Czułem się mało przekonujący, ale dziekan wszystko potwierdzał. Powiedział nawet, nie do końca zgodnie z prawdą, że jestem wzorowym studentem. Od lat nie opuszcza mnie myśl, że dzięki niemu nie zostałem relegowany z uczelni, jak wielu po podobnych przygodach. Podziękowałem mu wychodząc z gabinetu, ale czułem, że to zbyt mało. Planowaną rozmowę odłożyłem na później, potem zapomniałem, aż wreszcie któregoś dnia dowiedziałem się, że zmarł. Profesor Bogusław Sałata, mój Dziekan, drobny, zamknięty w sobie człowiek, wyglądający jakby bał się własnego cienia, jest moim bohaterem tamtych dni.

Po latach w Szerokiej

Pewien piątkowy, listopadowy wieczór spędzałem w kawiarni „Szeroka” na lubelskim Starym Mieście. Cotygodniowe jam session grane przez lubelskie dinozaury rocka lat 70-tych i 80-tych. Powroty do własnych historii, których pamięciowymi zakładkami są utwory ulubionych wykonawców. Sąsiednie stoliki okupowały grupki starych znajomych. Miło popatrzeć, jak się trzymają w dobrej komitywie. Obcy ludzie, choć w większości moi rówieśnicy, może trochę starsi. Tu łączyła nas muzyka. Byłem sam i co jakiś czas rozglądałem się, wypatrując kogoś ze znajomych. Kapela grała „My sweet Alabama” zespołu Lynyrd Skynyrd, ja sączyłem kolejny garnuszek grzanego, czerwonego wina. Błądzący po sali wzrok napotkał znaną twarz, twarz ubeka, który 3 maja, 34 lata temu przesłuchiwał mnie w areszcie na Północnej. Mężczyzna w schyłkowym średnim wieku, lekko łysiejący, ale w dobrej kondycji, ubrany w rozciągnięty sweter. Potwierdziło się to, co zauważyłem przed laty, że nie było pomiędzy nami zbyt dużej różnicy wieku, najwyżej 5 lat. Ta niewielka różnica i pozycja, dawały mu wówczas przewagę. Ale nie o tym chciałem, bo „ni mom zalu do nikogusieńko”. Tamtego wieczoru zamknęło się koło jednej z moich historii. Obaj przyszliśmy posłuchać muzyki i powspominać stare dzieje. Niezależnie od tego, co każdy z nas robił w tamtych trudnych czasach, to bez wątpienia pozostawiły w nas najlepsze wspomnienia. Nie inaczej, wszak były to czasy naszej młodości. Warto pielęgnować wspomnienia, zwłaszcza przy dobrze zagranych evergreenach. Myślałem nim i o sobie. Jak musimy różnić się w naszych wspomnieniach. Ja przynajmniej nie muszę niczego ukrywać. Ze szczerością Szwejka opowiadam tę historię.

Luty, 2019

* Tomasz Buczek, nauczyciel biologii i przyrody w Prywatnej Szkole Podstawowej i Liceum im. Królowej Jadwigi w Lublinie

** Solidarność. Informator. Region środkowo-wschodni. 110. Lublin. 10.05.1985.

e-Wydanie

Pozostałe informacje

Półfinałowa rywalizacja w Sopocie była bardzo ciekawa

PGE Start Lublin wyraźnie przegrał w Sopocie i po dwóch spotkaniach w tej parze jest remis

To był zupełnie inny mecz niż ten rozegrany w środę. Przede wszystkim widać, że Trefl Sopot odrobił pracę domową związaną z porażką w pierwszym spotkaniu.

Avia znowu lepsza od Świdniczanki. O utrzymanie jeszcze będą musieli się postarać
ZDJĘCIA
galeria

Avia znowu lepsza od Świdniczanki. O utrzymanie jeszcze będą musieli się postarać

Świdniczanka prowadziła w derbach z Avią, ale drugi raz w tym sezonie musiała uznać wyższość sąsiada zza miedzy. Tym razem żółto-niebiescy wygrali 2:1. A to oznacza, że drużyna Łukasza Gieresza w ostatniej serii gier jeszcze będzie musiała powalczyć o utrzymanie

Myślał że chroni swoje oszczędności. Przekazał oszustom 180 tys. zł

Myślał że chroni swoje oszczędności. Przekazał oszustom 180 tys. zł

Policjanci z Lublina poszukują oszustów, którzy wyłudzili od jednego z mieszkańców ponad 180 tys. zł. Do mężczyzny zadzwonili oszuści z informacją, że jego oszczędności są zagrożone.

Panie aktywnie włączyły się w kampanię Rafała Trzaskowskiego
Wybory prezydenckie 2025

Lubelski sztab Trzaskowskiego podsumowuje kampanie: wybór między krawatem a bejsbolem

Wyraźne zmęczona europosłanka Marta Wcisło, jeszcze przed rozpoczęciem konferencji prasowej podsumowującej kampanię prezydencką Rafała Trzaskowskiego w naszym, regionie, po cichu powiedziała, że w końcu będzie miała czas posprzątać mieszkanie. A tak bardziej politycznie, to poseł Michał Krawczyk, szef lubelskiego komitetu, i jego ekipa przypomnieli, że 1 czerwca oddamy głos w niezwykle ważnych wyborach.

Ekran koło orlika zostaje. Skarga sąsiadów oddalona

Ekran koło orlika zostaje. Skarga sąsiadów oddalona

Zbudowany w marcu 2022 roku ekran akustyczny przy boisku szkolnym na os. Włostowice w Puławach decyzją Naczelnego Sądu Administracyjnego - nie zostanie rozebrany. O likwidację bariery starało się jedno z małżeństw. To samo, które doprowadziło do zamknięcia boiska.

Nawrocki mobilizuje "obóz patriotyczny" w Białej Podlaskiej. Niespodziewany gość na scenie
Zdjęcia
galeria

Nawrocki mobilizuje "obóz patriotyczny" w Białej Podlaskiej. Niespodziewany gość na scenie

Społecznego buntu przeciwko władzy Donalda Tuska już nie zatrzymamy, my wygramy- grzmiał w Białej Podlaskiej Karol Nawrocki. Kandydat na prezydenta zachęcał wyborców do pełnej mobilizacji w niedzielnych wyborach. Poparcia udzielił mu niedawny kontrkandydat, Marek Jakubiak.

Hanna Krall Honorową Obywatelką Lublina. „Może literatura ma jakiś sens”
ZDJĘCIA
galeria

Hanna Krall Honorową Obywatelką Lublina. „Może literatura ma jakiś sens”

- Franciszko Arnszteinowo... Rufciu Winograd... Pani Apolonio… Dzięki wam tutaj jestem. Bo pisałam. Ale i wy ze mną teraz jesteście, dzięki książce. Może literatura ma jakiś sens - mówiła Hanna Krall podczas uroczystości nadania Honorowego Obywatelstwa Lublina.

Bąkiewicz i awantura na sesji. Policja bada, czy złamano prawo

Bąkiewicz i awantura na sesji. Policja bada, czy złamano prawo

Nie prokuratura, ale policja ma zająć się wyjaśnieniem czy w ostatni poniedziałek, gdy podczas sesji Rady Miasta Zamość w Sali Consulatus pojawił się Robert Bąkiewicz z ekipą telewizji Republika, doszło do złamania prawa.

Oni stoją za Trzaskowskim. Kampania wyborcza podsumowana w Zamościu
galeria

Oni stoją za Trzaskowskim. Kampania wyborcza podsumowana w Zamościu

Panie w czerwonych koralach. Panowie z transparentami i flagami: polską i unijną. Nie zabrakło tabliczek i transparentów z podobizną i hasłami poparcia ich kandydata na prezydenta. Tak członkowie sztabu Rafała Trzaskowskiego w Zamościu podsumowali na kilka godzin przed ciszą wyborczą kończącą się kampanię.

„C” jak ciekawość, czary i czytanie – Festiwal Alfabet znów w Lublinie!

„C” jak ciekawość, czary i czytanie – Festiwal Alfabet znów w Lublinie!

Już po raz trzeci litery opanują Ogród Saski – a wszystko za sprawą Festiwalu Alfabet, który w dniach 31 maja – 2 czerwca zaprosi młodych (i nieco starszych) miłośników książek do wspólnego odkrywania magii czytania. W tym roku całą imprezą rządzi litera „C” – jak ciekawość, Carroll, Collodi, czary… i całe mnóstwo świetnych wydarzeń!

Marketing w erze cyfrowej: znaczenie kursów Google Ads, SEO i marketingu internetowego

Marketing w erze cyfrowej: znaczenie kursów Google Ads, SEO i marketingu internetowego

W dobie gwałtownego rozwoju technologii i przenoszenia się coraz większej części działalności gospodarczej do Internetu, umiejętności z zakresu marketingu cyfrowego stają się kluczowe dla każdego, kto chce skutecznie funkcjonować w świecie biznesu.

Gry karciane z pytaniami – idealny sposób na integrację i zabawę

Gry karciane z pytaniami – idealny sposób na integrację i zabawę

Gry karciane to jedna z najstarszych i najbardziej uniwersalnych form rozrywki. Współcześnie na rynku dostępnych jest wiele wersji gier karcianych, które nie polegają jedynie na klasycznych zasadach pokera, brydża czy pasjansa.

Księgowość e-commerce bez tajemnic: praktyczny przewodnik dla sprzedających online

Księgowość e-commerce bez tajemnic: praktyczny przewodnik dla sprzedających online

Rozwój handlu internetowego otworzył drzwi do biznesu tysiącom przedsiębiorców. Niezależnie od tego, czy prowadzisz własny sklep internetowy, sprzedajesz na platformach typu Allegro, Amazon czy działasz w modelu dropshipping – księgowość e-commerce to temat, którego nie da się pominąć. W tym artykule przedstawiamy praktyczny przewodnik, który pomoże Ci odnaleźć się w gąszczu obowiązków podatkowych i formalności związanych z prowadzeniem biznesu online.

Dzik zaprasza do odwiedzin w lubelskim skansenie

Dzik zaprasza do odwiedzin w lubelskim skansenie

Swego czasu Jan Brzechwa pisał "Dzik jest dziki, dzik jest zły...". Jednak ten z lubelskiego skansenu nie zrobi nam krzywdy i zaprasza do odwiedzin.

76-latka za kierownicą potrąciła 70-letnią rowerzystkę

76-latka za kierownicą potrąciła 70-letnią rowerzystkę

76-letnia kierująca renaultem potrąciła przejeżdżającą przez przejście 70-letnią rowerzystkę, po czym uciekła z miejsca zdarzenia. Seniorka z ciężkimi obrażeniami ciała trafiła do szpitala.

ALARM24

Masz dla nas temat? Daj nam znać pod numerem:
Alarm24 telefon 691 770 010

Wyślij wiadomość, zdjęcie lub zadzwoń.

kliknij i poinformuj nas!

Najczęściej czytane

Dzisiaj · Tydzień · Wideo · Premium