Bezcenne rękopisy, niedokończony wiersz, którego nikt nie znał, dziesiątki fotografii, i stare odbiorniki. Już tylko dla tych eksponatów warto zajrzeć na ekspozycję w Muzeum Literackim.
Zaczytany w Czechowiczu
Wystawa "Czesław Miłosz (1911-
2004). Lubelskie wspomnienia” pokazuje przejmujący i wzruszający portret poety, który zakochał się w poezji Józefa Czechowicza tak, że zostawił nam przesłanie: Chrońcie przed czasem grób Józka w Lublinie.
Po raz pierwszy spotkali się na obrosłej legendą imprezie literackiej "Wieczór Najazdu Awangardy na Warszawę” w 1934 r. w Warszawie. Od tej pory Miłosz był częstym gościem w mieszkaniu Czechowicza przy ulicy Smulikowskiego, które stało się literacką i towarzyską przystanią dla poetów, ściągających do Warszawy. Do 1939 roku obaj pracowali w Polskim Radiu. Na wystawie zobaczycie "Podroż”, debiut poetycki Miłosza, słynną "Kołysankę” i inne wiersze dedykowane Józkowi. Do tego dużo zdjęć i - zabytkowe odbiorniki radiowe. Z prototypem współczesnego walkmana.
Wśród wielu prawdziwych skarbów jest jeden niezwykły. Przed kilkoma stroniczkami maszynopisu "My już daleko” dedykowanego Czechowiczowi wyjątkowo długo stoją ludzie.
- I się nie dziwię. Bo to jakby Miłosz opłakiwał swojego przyjaciela. Jest jeszcze jeden wzruszający wiersz Miłosza "Kawiarnia”, w którym pisze, że został przy stoliku sam, już nikt nie powie: Chodź na wódkę. W finale Miłosz ogląda w niebie kelnera z wirującą tacą - mówi dr Anna Mazurek, autorka wystawy.
Podanie o flaki
W 1981 roku, po 30 latach emigracji, Czesław Miłosz przyjechał do kraju. Pierwsze triumfalne wystąpienie poety w ojczyźnie nastąpiło właśnie w Lublinie 11 czerwca 1981 r. Na wystawie zobaczycie wiele arcyciekawych dokumentów włącznie z meldunkami ubeków i ich relacjami ze spotkania. I podaniem rektora KUL ks. prof. Mieczysława A. Krąpca do wojewody lubelskiego o przydział mięsa i flaków na przyjęcie, które planował wydać z okazji przyznania poecie tytułu doctora honoris causa KUL.
Wiele kontrowersji wzbudza list Miłosza do Iwaszkiewicza, w którym poeta w rozbrajający sposób pisze o swej grzeszności i wizytach w domu publicznym.
- A cóż w tym dziwnego, że dwudziestodwuletni chłopak tam był - pyta Ewa Łoś, szefowa Muzeum Czechowicza.
- Pokazujemy człowieka z krwi i kości. A że ktoś się tym bulwersuje, to już jego kłopot z pruderią i purytanizmem - dodaje Mazurek.