Już ćwierć tysiąca miejskich mieszkań jest zajętych przez „dzikich” lokatorów. Tylko w tym roku przejęli 26 lokali. Weszli do środka, założyli własne zamki i... są bezkarni. Miasto zgłasza takie sprawy policji, ale postępowania są zwykle umarzane
W ten sposób zajmowanych jest kilkadziesiąt lokali rocznie. W zeszłym roku przejętych zostało 37 mieszkań, a na przykład w 2014 roku „upolowano” aż 58. – Często jest to opuszczony przez najemcę lokal, w którym prowadzimy prace, żeby dostosować go do potrzeb kolejnego najemcy – mówi Łukasz Bilik, rzecznik Zarządu Nieruchomości Komunalnych. Bywa, że tuż po wyjściu ekipy remontowej mieszkanie jest samowolnie zajmowane. Oczywiście nie jest to jedyny scenariusz i nie ma reguły, że w pewnych dzielnicach zdarza się to częściej. – To dotyczy całego miasta.
Dzicy lokatorzy zakładają własne zamki i żyją jak u siebie. Zamiast czynszu nalicza się im odszkodowanie za „bezumowne korzystanie z lokalu”, a jest to kwota równa czynszowi. Płacą nieliczni. – 20 procent – przyznaje ZNK. – Na 250 lokali zajętych samowolnie, odszkodowanie płacone jest za 50.
Problemem nie jest nawet załatwienie prądu. – Zakład energetyczny nie wymaga zaświadczeń o prawie do lokalu – mówi Bilik.
Za każdym razem o samowolnym przejęciu miejskiego lokalu zawiadamiana jest policja. Tyle, że zawiadomienia nic nie dają. – Sprawy są najczęściej umarzane – przyznaje rzecznik Zarządu Nieruchomości Komunalnych.
Co jest powodem umarzania tych postępowań? – Na tak zadane pytanie nie mogę udzielić odpowiedzi – stwierdza Renata Laszczka-Rusek, rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie i prosi o konkretne przykłady. Tyle, że ZNK nie może ich podać, co potwierdził we wrześniowym wyroku Naczelny Sąd Administracyjny. Orzekł, że ujawnienie adresów zajętych w ten sposób lokali naruszałoby prywatność ich lokatorów.
Udało nam się jednak poznać treść kilku policyjnych decyzji o umorzeniu spraw przeciw osobom samowolnie zajmującym miejskie mieszkania, choć bez adresów i nazwisk. Pojawia się w nich jeden argument: znikoma szkodliwość społeczna czynu.
W tym samym czasie, gdy samozwańczy lokator wprowadza się do miejskiego mieszkania i wymienia w nim zamki, inni pokornie czekają w kolejce po lokal od miasta. A w kolejce tkwi się latami. – Średni okres oczekiwania na wskazanie lokalu komunalnego wynosi około 7 lat – przyznaje Beata Krzyżanowska, rzecznik prezydenta miasta. Aby w ogóle dostać się do kolejki trzeba jeszcze odpowiednio mało zarabiać.
Tym, którzy nie oglądając się na nic przejmują miejski lokal, teoretycznie grozi eksmisja. Ale i tutaj proceduralna machina działa powoli. – W zeszłym roku skierowaliśmy do sądu 37 pozwów o eksmisję z tytułu samowolnego zajęcia mieszkania – informuje Łukasz Bilik. – W międzyczasie jedna osoba pozwana zmarła, w czterech przypadkach pozwani sami opuścili lokale. Dziewięć spraw zakończyło się wyrokiem eksmisyjnym. Pozostałe są jeszcze w toku.
Co na to prawo?
„Kto wdziera się do cudzego domu, mieszkania, lokalu, pomieszczenia albo ogrodzonego terenu albo wbrew żądaniu osoby uprawnionej miejsca takiego nie opuszcza, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku.” Art. 193 Kodeksu karnego