Budowa drogi jest jak pudełko czekoladek: nigdy nie wiadomo, na co się trafi. W tym wypadku nie wiadomo, co kryje ziemia pod wierzchnią, orną, warstwą humusu. Na budowanej S17 archeolodzy udali się na wycieczkę w przeszłość, nawet w czasy naszych neolitycznych praprzodków.
Zanim wejdą maszyny
Budowa drogi nie może ruszyć bez wcześniejszego zwiadu archeologicznego. Zawsze na wiosnę poszukiwacze artefaktów minionego czasu przemierzają trasę przyszłej drogi, by rozejrzeć się za tym, co "urodziła” ziemia. Niepozorne skorupki, kawałki ceramiki, są sygnałem dla archeologów, że metr, dwa pod ziemią, kryją się – bezcenne dla historii – pozostałości po naszych przodkach. Takie miejsca archeolodzy znaczą na mapach, aby powrócić z ekipami i poszukać, tego co kryje ziemia.
– Przed rozpoczęciem prac budowlanych S17 wyznaczono 37 stanowisk archeologicznych, które w większości już zostały zbadane. W sumie, archeolodzy przekopali kilkadziesiąt hektarów ziemi. Takie postępowanie jest standardowe przed rozpoczęciem budowy drogi. Także w trakcie realizacji inwestycji bez przerwy działa nadzór archeologiczny, który w przypadku ciekawego odkrycia ma za zadanie zbadanie i zabezpieczenie znalezisk – mówi Krzysztof Nalewajko, rzecznik prasowy lubelskiego oddziału Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad.
Puchar lejkowaty
– Trasa S17 to bardzo ciekawy pod względem archeologicznym fragment Lubelszczyzny. Żyzne lessy od tysięcy lat przyciągały ludzi. Znajdowaliśmy przedmioty, pozostałości ludzkich domostw, świadczące o wielokulturowej przeszłości naszej ziemi – mówi Mieczysław Bienia z firmy archeologicznej "Izis” z Białej Podlaskiej. – W okolicach Panieńszczyzny odkryliśmy pozostałości osady z czasów kultury pucharów lejkowatych, datowanej na lata od 3400 do 2800 przed narodzeniem Chrystusa. Odkryliśmy znaczące ilości ceramiki, narzędzi krzemiennych. Cennym znaleziskiem są także przęśliki, czyli ciężarki do krosna. Jednak zdecydowanym hitem jest pacior bursztynowy.
W Sieprawicach archeolodzy natrafili na osadę kultury malickiej, datowaną na neolit, czyli 3600 lat przed naszą erą. – W Sługocinie znaleźliśmy kurhan, w którym nasi przodkowie złożyli, w ramach pochówku, ceramikę, grociki, siekierki i inne półprodukty krzemienne służące do wyrobu narzędzi – dodaje Bienia.
Jamy i piece
Na odcinku Sielce–Bogucin archeolodzy musieli zbadać tylko na jednym stanowisku prawie 2 hektary gruntu. – Trafiliśmy na pozostałości osad z okresu neolitu – mówi Mariusz Matyaszewski, archeolog z Pracowni Badań i Nadzorów Archeologicznych w Lublinie. – To głównie ceramika i narzędzia codziennego użytku. Udało nam się odkryć również ślad osady z XI–XIII wieku, m.in. np. półziemianki. Znaleźliśmy jamy do wypalania dziegciu, który przed wiekami był naszym towarem eksportowym. To unikatowe odkrycia – dodaje Mariusz Matyaszewski. – Trafiliśmy także na świetnie zachowanego denara krzyżowego z X–XI wieku, kabłączki skroniowe, czyli damskie ozdoby z XII–XIII wieku i siekierki krzemienne sprzed 6 tysięcy lat.
Sensacją było odkrycie przez archeologów pieca do wypalania ceramiki sprzed 2000 lat. Archeolodzy są zdania, że odkrycie pochodzi z czasów rzymskich. – Bardzo często były znajdowane piece do wypalania dziegciu, ceramiki, pozostałości cmentarzysk. To oznacza, że żyzne lessy Lubelszczyzny od wieków były gęsto zaludnione – dodaje Mieczysław Bienia.
Poszukiwacze artefaktów natrafiali także na znaleziska z czasów nam bliższych. – W Snopkowie odkryliśmy okopy, prawdopodobnie, z II wojny światowej. W ziemi zachowało się sporo łusek i całych naboi. W Sługocienie ziemia odkryła ładny składzik ołowianych kul, prawdopodobnie do strzelby. Przypuszczamy, że jest to pamiątka po powstańcu styczniowym – dodaje Mieczysław Bienia.
W Łagiewnikach natrafiono na transzeje z czasów I wojny, zaś w Pliszczynie na dobrze zachowaną osadę i cmentarzysko neolityczne.
W okolicach Świdniczka poszukiwacze odkryli pozostałości XVI-wiecznej fabryczki kafli oraz…ślady działalności hien cmentarnych. W jamie ziemnej znajdował się prawdopodobnie składzik na mięso. Pod połciami zostały ukryte ozdoby z X wieku, prawdopodobnie zrabowane przez hieny cmentarne ze starej nekropolii. Te ozdoby przy okazji budowy drogi ujrzały światło dzienne.
Co dalej…
Każda skorupka, kolczyk czy grocik jest przez archeologów dokładnie opisany i sfotografowany już na miejscu znalezienia. Następnie jest zapakowany i oznaczony sygnaturą.
– Te wszystkie artefakty trafiają do pracowni archeologicznej. Tutaj jeszcze raz podlegają dokładnej ocenie i są jeszcze raz dokładnie opisane. W przypadku ceramiki staramy się, aby kawałki skleić i przywrócić wazie, misie, pucharowi czy garnkowi, pierwotny kształt. To jest benedyktyńska praca. Czasami rozłożona na lata – mówi Dariusz Włodarczyk, archeolog z Pracowni Badań i Nadzorów Archeologicznych w Lublinie.
Archeolodzy wykopali z S17 kilkadziesiąt tysięcy eksponatów. Teraz trwa ich opracowanie. Potrwa to rok, dwa, a może dłużej. Być może efekty pracy archeologów poznamy na specjalnej wystawie. Jedno jest pewne – lubelska archeologia wzbogaciła się o bezcenne eksponaty z naszej przeszłości. A to nie koniec, bo nie zbadano jeszcze przejścia przez dolinę Bystrzycy. A tam ziemia może kryć wiele tajemnic…