

Badania stratygrafii, badania pigmentów, badania użytych spoiw, badania dendrologiczne i dendrochronologiczne. W końcu zrobiono badania tomograficzne, pokazujące strukturę wewnętrzną rzeźby i stan pierwotnej warstwy polichromii – Rozmowa z Marią Serafinowicz, konserwatorem zabytków, dzięki której możemy oglądać gotycki krucyfiks z kościoła św. Michała w Wieży Trynitarskiej.

• Niepozorny krzyż, który wisiał w kościółku z Matczyna znajdującym się na terenie lubelskiego skansenu, nie dawał pani spokoju. Dlaczego?
– To cała historia. Po translokacji osiemnastowiecznego kościoła z miejscowości Matczyn k/Lublina na teren Muzeum Wsi Lubelskiej, przy pomocy Górali kościół został dość szybko zrekonstruowany. Powstał scenariusz zagospodarowania wnętrza kościoła, który przygotowała Łucja Kondratowicz-Miliszkiewicz.
Kolejne obiekt wędrowały do świątyni, ale brakowało figury z przedstawieniem Chrystusa Ukrzyżowanego do kruchty, który spełniałby założenia opracowanego scenariusza. Tak się złożyło, że dzięki dobrym relacjom ówczesnego dyrektora muzeum Mieczysława Kseniaka z Muzeum Archidiecezjalnym w Lublinie, udało mu się pozyskać rzeczony obiekt.
• Tak, opowiadał mi, że niepozorna rzeźba przykuła jego uwagę i w ten oto sposób figura Ukrzyżowanego trafiła jako depozyt do zbiorów skansenu.
– Ten krzyż trafił do nas z adnotacją Archidiecezjalnego Muzeum, że jest to XIX wieczna rzeźba ludowa z warsztatu lokalnego. Zgodnie z autorskim scenariuszem wyposażenia wnętrza kościoła pod wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny z Matczyna pozyskany krucyfiks znalazł swoje miejsce w kruchcie kościoła. Wcześniej został zabezpieczony do ekspozycji pod względem konserwatorskim i sobie wisiał przez kolejne lata.
• Co było dalej?
– Zajmowaliśmy się innymi ekspozycjami, nie było takiego czasu, żeby siąść na spokojnie i ten obiekt przeanalizować. Wielokrotnie ten krucyfiks przykuwał mój wzrok i nie dawał mi spokoju.
Nie byłam przekonana, że to rzeźba z XIX wieku. Podczas kolejnego przeglądu konserwatorskiego trzeba było krucyfiks wziąć do pracowni, bo wymagał tego stan zachowania. Przy bliższej analizie okazało się, że mamy do czynienia z dużą ilością warstw polichromii. To było dowód na to, że Chrystus ma za sobą bardzo złożoną przeszłość. W momencie, gdy zorientowałam się, że krucyfiks mógł mieć tak bogatą historię, przypomniałam sobie, że już gdzieś tego Chrystusa widziałam.
• Gdzie?
– Widziałam zdjęcie bardzo podobnego obiektu w dwóch opracowaniach. Nabrałam przekonania, że to co widziałam na ilustracjach i nasz krucyfiks to ten sam obiekt. Pierwsze opracowania to „Małopolska rzeźba średniowieczna” prof. Józefa Dutkiewicza (zaraz po wojnie był Konserwatorem Wojewódzkim i robił inwentaryzację zabytków, które ocalały z fary), a drugie to monografia prof. Jagody Kuczyńskiej „Kościół farny św. Michała w Lublinie”. Podpis pod fotografiami informował, że to jest zaginiony krucyfiks z kościoła farnego. Z dalszych informacji wynikało, że ów zaginiony krucyfiks znajdował się w Pałacu Biskupim.

• A teraz leży w muzealnej pracowni?
– Prostota bryły i sposób opracowania snycerskiego rzeczywiście mogły być kojarzone w okresie wcześniejszym z analogicznymi przedstawieniami występującymi w sztuce ludowej. Kluczowe było zatem sprawdzenie datowania krucyfiksu. Żeby to zrobić, trzeba było przeprowadzić wszelkie możliwe badania. Wykonano badania stratygrafii czyli układu kolejnych warstw polichromii od najstarszej do ostatniego, znanego nam opracowania kolorystycznego, badania pigmentów, badania użytych spoiw, badania dendrologiczne i dendrochronologiczne. W końcu zrobiono badania tomograficzne, pokazujące strukturę wewnętrzną rzeźby i stan pierwotnej warstwy polichromii. Uzyskaliśmy potwierdzenie wieku rzeźby. Badania pokazały, że jest to XIV wiek. Kiedy już wiedziałam, że nasz Chrystus jest tożsamy z zaginionym krucyfiksem, opisanym we wspomnianych publikacjach, została powołana komisja konserwatorska, na której przedstawiłam historię moich badań. Komisja potwierdziła, że zarówno wyniki przeprowadzonych badań jak i cechy stylistyczne rzeźby wskazują, że jest to krucyfiks z XIV wieku, przykład bardzo wczesnej wytwórczości na terenie Lubelszczyzny.
• Co jeszcze udało się pani ustalić w sprawie krucyfiksu?
– Na rewersie krucyfiksu znajdują się ślady zwęglenia. Chrystus stracił rękę, która została później dorobiona z drewna sosnowego. Być może stracił ją na skutek pożarów, które dotykały Lublin i kościół św. Michała lub zniszczeń biokorozyjnych. Tym bardziej, że krzyża oryginalnego nie mamy, to jest krzyż dodany wtórnie, co poświadcza adnotacja z tyłu krucyfiksu. Można powiedzieć, że ten Chrystus jest cudownie ocalony.
• Na korpusie są ślady krwi?
– Krew spływa z przebitego boku. Krople są ciemno czerwone, ale i w kolorze ciemnej zieleni, o bardzo miękkim, wręcz kaligraficznym rysunku. Na dole, tuż nad linią perizonium przechodzą w kształt nieregularnego listka. Po przeciwnej stronie torsu krew spływa w postaci wydłużonych, miękko modelowanych przepięknych, zielonych kropel.
W tej kolorystyce kryje się najważniejszy mistyczny desygnat chrześcijaństwa. Dla mnie to było wzruszające i zastanawiające, że w stosunkowo małym formacie, w tak niepozornej rzeźbie owe krople krwi miały powiedzieć to, co najważniejsze. One zostały przedstawione prawie jak osobny obraz. Ciekawa jest też kolorystyka perizonium i korony cierniowej. Są dominanty zieleni i są ślady srebra, (podobnie zrobiona jest też korona cierniowa). Czerwień kropel krwi to cierpienie, zielone krople symbolizują nowe życie. Zostają pytania, które wymagają dalszych badań.
• Józef Czechowicz w eseju „Niewidzialny kościół” w 1936 roku napisał: „Kto przyjdzie na to miejsce, ujrzeć może wzruszający zarys kościoła, którego nie ma. Jeśli umie wyobraźnią widzieć, z powietrza wyprowadzi sobie na tych fundamentach mury nawy, wieży i kaplic”. Spróbujmy to „zobaczyć”: chodzimy do nieistniejącego kościoła. Gdzie mógł wisieć krucyfiks?
– Z literatury wynika, że w tym kościele było bardzo dużo krucyfiksów. W ołtarzu głównym, w kaplicach bocznych, na belce tęczowej i tak dalej. Ponieważ rzeźba naszego Ukrzyżowanego jest tak zbudowana, że widoczna jest zmiana proporcji głowy i tułowia w stosunku do dolnej części postaci, należy przypuszczać, że musiał wisieć dość wysoko. Mógł wisieć na belce tęczowej, mógł wisieć w którejś z bocznych kaplic. Jako archaiczny zabytek mógł mieć specjalne miejsce w kościele, mógł stać także przy ołtarzu. To wymaga kolejnych badań.
• Spróbujmy jeszcze raz uruchomić wyobraźnię: Fara zostaje zburzona, wcześniej zabytki wędrują w różne miejsca. Czy wiemy, gdzie mógł powędrować krucyfiks z fary?
– Wydaje mi się, że na zachowaną do dziś plebanię (dziś Młodzieżowy Dom Kultury Pod Akacją przy ul. Grodzkiej 11). Tam został przeniesiony, zanim kościół św. Michała rozebrano. Tam spędził wojnę, potem trafił do Kurii Biskupiej.
• Teraz, dzięki pani, zaginiony krucyfiks możemy oglądać na ekspozycji w Wieży Trynitarskiej.
– Niezupełnie: to dzięki ks. Łukaszowi Trzcińskiemu i obecnemu dyrektorowi skansenu, Bartłomiejowi Bałabanowi, który zaakceptował warunki wypożyczenia. Zapomniany skarb z lubelskiej fary trafił w dobre ręce. Jestem pełna podziwu dla ks. Łukasza Trzcińskiego, dyrektora Muzeum Archidiecezji Lubelskiej i Wieży Trynitarskiej, który ma pasję, wiedzę i profesjonalne przygotowanie (taką wewnętrzną chęć) do opieki nad wszystkimi zbiorami.
