Rozmowa z prof. Niną Witoszek, pisarką, historykiem kultury z Uniwersytetu w Oslo, od 1983 roku mieszkająca w Norwegii.
– To raczej smutek wołającego w puszczy. Żal mi bardzo tych młodych. W czteromilionowej Norwegii strata tylu dzieciaków jest wyjątkowo dotkliwa. Pocisk trafił w idyllę, z której sama byłam w jakiś sposób dumna. Ale nie ma utopii na świecie, nie sposób się ukryć od problemów świata.
• Zaskakuje chłód i dystans, z jakim Norwegowie podchodzą do ostatnich wydarzeń.
– Na początku swojego pobytu w Norwegii też tak to odbierałam. Ale to nie jest chłód, a postawa, którą kształci się tu od dzieciństwa: stoicyzm, zaprzeczenie histerii, która jest zgubna w sytuacji zagrożeń, jakie przed tymi ludźmi zawsze stawiała natura. Szaleństwo, nadmierny entuzjazm, histeria nie są w Norwegii postrzegane jako cnoty, ale jako wady zarezerwowane dla krzykaczy z Południa; dla ludzi, którzy nie umieją powściągnąć emocji.
• Skandynawską marką są dziś głównie powieści kryminalne, które święcą tryumfy również na polskim rynku. Motywem, który pojawia się w niemal wszystkich z tych książek jest nacjonalistyczna ekstrema. Ten nurt jest odczuwalny w norweskiej codzienności?
– Na pewno nie jest to nurt dominujący. "Aryjska” ekstrema zawsze tu istniała, bo zawsze istniał nurt nostalgii za świetlaną przeszłością: czasami Wikingów, które urywają się nagle pod obcym panowaniem Szwecji i Danii. W XIX wieku ojcowie założyciele Norwegii mogli sięgnąć do dwóch mitów – z jednej strony do tej aryjskiej przeszłości, a z drugiej – do chłopskiej tradycji Norwegów. Wygrało to, co bardziej realistyczne; egalitaryzm i przekonanie, że każdy chłop na zagrodzie równy wojewodzie i królowi. Bo ten chłopski realizm jest najbardziej charakterystyczną cechą Norwegów.
• A jednak w ostatnich dniach wygrał nie realizm, a obłąkańcza, mroczna idea. Ta z kryminałów.
– Ona bierze się z trzech źródeł. Po pierwsze: stłumione emocje. W każdej kulturze, która inwestuje w umiar i stoicyzm, emocje zostają stłumione. I wówczas literatura, która jest wentylem bezpieczeństwa, wypluwa te emocje z siebie. Druga sprawa to położenie geograficzne i brak światła. Oprócz południa, na którym sama mieszkam, większą cześć norweskiego świata to spowita przez pół roku w ciemnościach. Północ to świat, w którym dominuje natura. Człowiek jest tu znacznie bardziej niż w Polsce i bardziej niż w jakiejkolwiek znanej mi kulturze, uzależniony od sił przyrody. Trzecim filarem tej norweskiej duszy jest samotność. Ludzie są tu oddzieleni od siebie jak sosny, bo żyli przez wieki w osobnych farmach jak w osobnych światach. Jeśli pisarz poszukuje korzeni, wycofuje się właśnie do tej samotnej chaty nad fiordem. W takich okolicznościach ta mroczna dusza dopada człowieka znacznie łatwiej niż w skupisku ludzkim. W jakimś stopniu to również część mody w Norwegii: jeśli jest pan Irlandczykiem, wypada pokazywać się jako człowiek dowcipny i jowialny, Polacy łatwo wpisują się w konstrukcje narodowego heroizmu, Norweg wycofuje się do swojej farmy.
• A gdy już nie radzi sobie z mrokiem, może na koszt państwa spędzić zimę w ciepłym i słonecznym kraju.
– I oni te kraje uwielbiają! Uważają przeżywanie tego autentycznego człowieczeństwa za coś bardzo odświeżającego. Potrafią dołączyć się do karnawału, upić się i śpiewać. A później powrócić do siebie.
• O Skandynawii mówimy w Polsce jednym tchem. Ale przecież Szwecja i Norwegia to jednak nieco inne światy.
– Z pozoru podobne, bo podobny jest mit założycielski oparty na tym, co Kierkegaard nazwał "cywilna teologia”, wspólny jest też brak feudalizmu (za wyjątkiem pewnych epizodów w historii Szwecji i Danii) i poczucie wolności jednostki. Uważniejsze spojrzenie wyłowi jednak różnice: Norwegia to kraj typowo chłopski, w którym da się wyczuć ducha anarchizującego. Jeśli dokonać porównania sąsiadami, Norwegowie to ludzie, którzy zachowali jeszcze zdolność omijania przepisów i chyba najmniej jest tu szacunku do władzy. Ta władza jeszcze w XIX wieku docierała do nich zresztą rzadko, ze względu na trudne warunki.
• Ten surowy klimat nie preferuje surowych osądów. Ale po tym zamachu pewnie się to zmieni?
– Tu daje o sobie znać buńczuczność Norwegów. Dominuje raczej pogląd odwrotny: nie damy się złamać, będziemy jeszcze bardziej otwarci, demokratyczni i miłosierni. Tu w ogóle nie pada słowo "nienawiść”. Motto Norwegów w tej chwili brzmi: "Lepiej zapomnieć niż nienawidzieć”. Polacy, którzy mają duże doświadczenie w rozdrapywaniu ran i wspinaniu się na krzyż mogliby w tej kwestii wziąć z Norwegów przykład.
• Ale czy da się zapomnieć?
– Sądzę, że odczujemy w Norwegii jakiś kryzys zaufania, pewnie służby bezpieczeństwa będą tu w ciągu najbliższego roku bardzo widoczne. Już nie tylko muzułmanie będą postrzegani jako główne źródło norweskich problemów. Ale dawne przyzwyczajenia nie znikną w ciągu jednej nocy. Po miesiącu, dwóch emocje wyblakną. Oczywiście sprawa imigrantów, która w tutejszej debacie jakoś się rozlała, powróci. Ale nawet Partia Postępu, która w najtwardszy sposób opowiada się w kwestii imigrantów, postuluje jedynie, aby silniej integrować ich jako Norwegów, a nie wysiedlać.
• Czy polityczna poprawność w Norwegii nie zakrywa silniejszych emocji?
– Dla elit ta poprawność stała się autentyczną potrzebą, ale te elity żyją w ekskluzywnych dzielnicach na zachodzie Oslo. Oprócz nich są dzielnice "niebieskich kołnierzyków” – pracowników fizycznych, którzy na co dzień skazani są na życie z imigrantami. W tych ludziach najsilniej rośnie frustracja i gniew. Ludzi denerwuje, że Pakistańczyk z piątego piętra odmawia mycia schodów, że muzułmańskie kobiety przez cały dzień siedzą przed domem pokrzykując na dzieci, że po budynku roztaczają się zapachy obcej kuchni. Jest też sporo ludzi, którzy pamiętają Norwegię powszechnej uczciwości, w której można było zapomnieć dokumentów czy roweru w centrum Oslo i znaleźć go w tym samym miejscu dwa dni później.