Bywa że na wyjechanie z bazy ma minutę. Śpi wtedy w butach. Pracuje w dzień, w nocy, w święta, w upale i na mrozie. Agnieszka Kotuła – pierwsza i jedyna kobieta kierowca karetki pogotowia w Lublinie
Praca dla doświadczonych
Zanim Agnieszka Kotula siadła za kierownicą karetki Wojewódzkiego Pogotowia Ratunkowego w Lublinie, przeszła wiele etapów. Pracowała w ambulatorium chirurgicznym, dorabiała jako dyspozytorka karetek, wykształciła się na pielęgniarkę specjalistę pielęgniarstwa chirurgicznego, pracowała w zespole wyjazdowym.
Potem, za radą przełożonej, zdobyła uprawnienia do kierowania pojazdami uprzywilejowanymi. Przeszła badania psychologiczne, zdała egzaminy m.in. z topografii, jazdy i prawa o ruchu drogowym. – W sierpniu tego roku dostałam pierwsze dyżury za kółkiem – opowiada.
Od zdziwienia do zaufania
Widok kobiety za kierownicą karetki niejednego wprawił w konsternację. – Kobieta za kółkiem ambulansu, wszystkie oczy na mnie – wyjaśnia z uśmiechem. – Załoga przyglądała się, jak jeżdżę, jak parkuję, czy mi się uda czy nie. Po paru dyżurach zapanował spokój. Pytam się załogi: czemu się nie odzywacie? Odpowiedź: bo śpimy. Zaufali mi.
Z początkami pracy za kółkiem wiąże się anegdota. – Gdy pierwszy raz wjeżdżałam na teren szpitala przy ul. Staszica, to pan w portierni o mało nie upuścił szlabanu na karetkę, tak się zapatrzył – wspomina pani Agnieszka.
Śpimy w butach
– Praca w pogotowiu jest zmianowa, w dni, noce, w święta, deszcz, 30 stopni Celsjusza na plusie, 30 na minusie. 12 godzin, od 7 do 7 – mówi pani Agnieszka. – W czasie jednego dyżuru wyjeżdżamy od 9 do 11 razy. Jesteśmy non stop w drodze.
Załoga karetki przez cały czas nosi ze sobą pagery. – Są trzy rodzaje kodu pilności wyjazdów. Pięć minut, dwie minuty i minuta – tyle czasu mamy, by wyruszyć karetką. Dlatego śpimy w butach. Po wezwaniu trzeba być od razu gotowym do akcji, zachować trzeźwość umysłu nawet o 3 w nocy – tłumaczy.
Pierwsze dyżury za kółkiem były stresujące. – Na początku było strasznie. W grę wchodzi czas, odległość. Trzeba znać topografię i mieć refleks. Mamy, co prawda, GPS, ale jak mówimy między sobą – nie ma czasu na słuchanie "Marzeny”. To duże obciążenie – muszę pomóc przy pacjencie, dowieźć pacjenta i załogę bezpiecznie, nie ma czasu na błędy – wyjaśnia.
Karetka odwiedza różne miejsca. – Nie wiadomo, co nas spotka, gdy wejdziemy do ciemnej klatki. Jeździmy do wypadków, zachorowań, ale i patologii społecznych. Spotykamy się z różnymi pacjentami. Niektórzy są samotni, inni w histerii czy chorzy psychicznie. Trzeba być odpornym, by nie przynosić stresu do domu. Jesteśmy tylko ludźmi, też się boimy – opowiada pani Agnieszka.
– Kobiety mają intuicję, dobre wyczucie sytuacji, wrażliwość, łamią bariery. Pacjentom czasem łatwiej się otworzyć, jeśli w załodze są także panie. Kobiety w pogotowiu to nie są młode dziewczyny. To zajęcie dla ludzi dojrzałych, twardych. Ale trzeba pamiętać, że pod czerwonymi ubraniami, które zakładamy, są zwykli ludzie, ich sukcesy, problemy. Tak toczy się nasze życie zawodowe, a jednocześnie rodzinne. Ja w pogotowiu spotkałam męża. Zakładamy rodziny, wychowujemy dzieci.
Lek na stres
– Moim marzeniem z dzieciństwa był wielki pies. 16 lat temu przywiozłam z Poznania pierwszego mastifa, który wabił się Azja. To był pierwszy taki pies na wschód od Wisły. Zaczęliśmy z nim jeździć na wystawy. Potem pojawiły się kolejne mastify – wspomina pani Agnieszka.
Przy okazji wystaw, pani Agnieszka z rodziną zwiedziła zagranicę. – Zjeździliśmy Krym, Karpaty, Bałkany, Mołdawię, Macedonię. W 2009 roku nasza Blanka wywalczyła tytuł zwycięzcy świata na Światowej Wystawie Psów Rasowych w Bratysławie. To było wspaniałe, przyjechaliśmy tam starym citroënem berlingo. Pomyślałam, że jestem zwykłą pielęgniarką z pogotowia bawiącą się amatorsko w hodowlę, a mój pies zdobył taką nagrodę – dodaje z dumą.
Dyrekcja pogotowia nie wyklucza, że w ślady pani Agnieszki pójdą kolejne panie.
– Aby prowadzić karetkę, trzeba mieć nie tylko uprawnienia, ale też doświadczenie, szczególne predyspozycje i wyobraźnię przestrzenną – podkreśla Zdzisław Kulesza, dyrektor Wojewódzkiego Pogotowia Ratunkowego w Lublinie. – Pani Agnieszka ma doświadczenie, jeździ samochodami odpowiednich gabarytów. Ufam jej, gdyby tak nie było, to nie dałbym jej zezwolenia.
Dlaczego na razie niewiele pań prowadzi karetki pogotowia w Polsce? – Wszystko, co nowe, początkowo wzbudza zdziwienie i zaciekawienie– mówi dyr. Kulesza. – Na zachodzie to już standard, ale w Polsce jeszcze pojedyncze przypadki. Kobieta kierowca ciężarówki też budzi zdziwienie. A czasy się zmieniają, więc to naturalna kolej rzeczy, nie robimy z tego sensacji.
W tej chwili w zespołach ratownictwa wojewódzkiego pogotowia w Lublinie pracuje 17 kobiet w dyspozytorni i 25 kobiet w zespołach ratownictwa medycznego. – Są m.in. liderkami w ambulansach, mają umiejętności i wiedzę – dodaje dyr. Kulesza.
O tym, że kobiety w pogotowiu są potrzebne, przekonana jest Marta Bielecka, pielęgniarka liderka w podstawowych zespołach ratownictwa medycznego. Sama pracuje w pogotowiu od przeszło 28 lat. Jej kariera zaczęła się od pogotowia lotniczego.
Ciężki kawałek chleba
– Wszystko przed nami kobietami, trzeba sobie stawiać wyzwania – mówi pani Marta. – Praca w pogotowiu to ciężki kawałek chleba, ale daje satysfakcję – podkreśla. – Każda z nas, kobiet w pogotowiu, ma swoją rodzinę, wychowujemy dzieci, ale praca jest dla nas bardzo ważna. Jestem pełna podziwu dla moich koleżanek.
Co sądzi o kobietach za kierownicą karetek? – Agnieszka radzi sobie w tej roli świetnie, jest młoda, sprawna, prędka. Kobiety może jeszcze trochę się boją takiego zadania, ale warto się przełamać.