Lublinianka marnowała sytuacje za sytuacją, przegrywała w Chełmie 0:1, ale i tak zdobyła trzy punkty. Swoje zrobił trener Marek Sadowski, bo po męskiej rozmowie w przerwie jego piłkarze zaczęli grać, jak z nut i wygrali na trudnym terenie 3:1
Pierwszy kwadrans, to dwie świetne szanse gości. Najpierw w idealnej sytuacji znalazł się Bartosz Tomczuk, ale nie miał chyba pomysłu, jak wykończyć akcję, bo minął już nawet bramkarza, jednak nie zdołał oddać strzału. Kilka chwil później drugi z napastników Lublinianki, Kamil Witkowski miał na plecach jednego z rywali i uderzył za lekko, żeby zaskoczyć Łukasza Kijańczuka.
Chełmianka też miała się czym pochwalić. Gol Mateusza Olszaka nie został uznany za pozycję spaloną, a kiepsko pod bramką rywali zachował się także Wadim Semczuk. Kibice doczekali się gola w 31 minucie. Łukasz Mazurek zagrał ręką we własnym polu karnym, a do piłki podszedł Olszak i dał gospodarzom prowadzenie.
– W przerwie musieliśmy sobie ostro porozmawiać, bo po nieudanej pierwszej odsłonie w nasze szeregi wkradł się strach – wyjaśnia trener Marek Sadowski. I dodaje: Powiedzieliśmy sobie parę mocnych zdań i to przyniosło korzyści, bo zdominowaliśmy mecz, a rywale nie mogli przejść przez nasze zasieki. Co powiedziałem zawodnikom? Kto mnie zna, ten wie – śmieje się szkoleniowiec Lublinianki.
Już w 52 minucie do wyrównania doprowadził Radosław Kursa, który po dośrodkowaniu ze stałego fragmentu gry dobrze przyłożył głowę do piłki. Odbił ją jeszcze Semczuk, ale nie zmylił swojego bramkarza. – To nie był gol samobójczy. Po uderzeniu Radka piłka i tak zmierzała do siatki, więc bramka należy się Radkowi – przekonuje popularny „Sadek”.
120 sekund później znowu dał o sobie znać bohater ostatnich tygodni w ekipie Lublinianki – Tomczuk, który po podaniu Patryka Czułowskiego trafił na 2:1. Na kwadrans przed końcem było już jasne, że klub z Wieniawy zgarnie pełną pulę, bo Witkowski wreszcie dopiął swego, lobując Kijańczuka.
– Całkowicie się rozkleiliśmy po drugim golu, to dobiło chłopaków. Trzeba jednak powiedzieć, że rywale naprawdę zagrali przeambitnie po przerwie. Słyszałem, jak trener Sadowski ruga ich w szatni i widać było w drugiej połowie, że strasznie zależało im na zmianie wyniku – ocenia Krzysztof Zieliński, kierownik Chełmianki.
Chełmianka – Lublinianka 1:3 (1:0)
Bramki: Olszak (31-z karnego) – Radosław Kursa (52), Tomczuk (54), Witkowski (76).
Chełmianka: Kijańczuk – Krzyżak, Grzywna, Grynczenko, Fiedeń, Fornal (65 Walaszek), Młynarski (60 Jankowski), Kycko, Kobiałka, Semczuk (80 Wacewicz), Olszak.
Lublinianka: Zawiślak – Mazurek, Rafał Kursa, Radosław Kursa, Wiśniewski, Wołos, Sobiech, Czułowski, Skoczylas (75 Gąsior), Tomczuk (89 Gawrylak), Witkowski (85 Rovbel).
Żółte kartki: Młynarski – Mazurek, Witkowski, Skoczylas, Wołos.
Sędziował: Piotr Kasperski (Lublin). Widzów: 600.