Paweł Jaroszyński i Jarosław Niezgoda zagrali w biało-czerwonych barwach w piątkowym meczu ze Słowacją, ale nie pomogli naszej reprezentacji w odniesieniu sukcesu.
W kadrze Polski na młodzieżowe mistrzostwa Europy nie znalazł się ani jeden zawodnik z klubów z naszego województwa, ale powołania otrzymali wychowanek Górnika Łęczna Paweł Jaroszyński i urodzony w Poniatowej Jarosław Niezgoda, który na szerokie wody wypłynął w Wiśle Puławy.
– Nie traktuję tego turnieju jako okazji, żeby się wypromować. Najważniejsza jest dla mnie reprezentacja i wyniki, jakie osiągamy. Po pierwszym meczu jesteśmy mocno rozczarowani, źli. Wszyscy chcieliśmy to spotkanie wygrać. Potoczyło się tak, że przegraliśmy – powiedział napastnik, który wobec dużej konkurencji ma raczej niewielkie szanse na grę w podstawowym składzie reprezentacji.
W spotkaniu ze Słowacją pojawił się na boisku w drugiej połowie, zmieniając Patryka Lipskiego. – Szkoda, że dostałem tak mało czasu, ale taka jest moja rola w zespole i z tych minut również się cieszę. Może gdybym w dwóch sytuacjach zachował się lepiej, inaczej zaatakował piłkę, to ten mecz skończyłby się inaczej, ale niestety, nie strzeliłem gola i zaczęliśmy ten turniej od porażki – dodaje Niezgoda.
Zdecydowanie więcej czasu na pokazanie swoich umiejętności miał Jaroszyński, na którego Marcin Dorna postawił od pierwszych minut. Lewy obrońca, który przed tygodniem zmienił stan cywilny, biorąc ślub ze swoja wybranką, rozegrał solidne zawody, ale nie wyróżnił się niczym szczególnym.
– Świetnie zaczęliśmy, ale później to Słowacy przejęli inicjatywę, my musieliśmy biegać za piłką. Mieliśmy jeszcze kilka okazji, ale ich nie wykorzystaliśmy i tak to już jest, że jak się nie strzela bramek, to się je traci. My straciliśmy dwie. Teraz Słowacy się cieszą, a my musimy z tą goryczą sobie poradzić. Turniej się jednak nie kończy. Zostały dwa mecze, trzeba się podnieść i walczyć – stwierdził zawodnik Cracovii.