Rozmowa z Łukaszem Tymińskim, pomocnikiem Górnika Łęczna
- Nie udało wam się w tym sezonie utrzymać w Lotto Ekstraklasie...
– Już po przerwie związanej z wydarzeniami na trybunach wiedzieliśmy jaki jest wynik w Lubinie. Zdawaliśmy sobie sprawę, że lecimy z ligi. Trudno, nie zależało to tylko od nas. Musieliśmy patrzeć na inny mecz i biorąc pod uwagę rezultat Arki, to nie mieliśmy żadnych szans.
- Wydarzenia na trybunach w Chorzowie nie były miłym pożegnaniem z Ekstraklasą.
– Zgadza się. Wiadomo, że nikt nie lubi spadać. Jest to cios dla zawodników i dla kibiców. Zdaje sobie sprawę, że dla Ruchu to był długi pobyt na najwyższym szczeblu i na pewno nie były to łatwe chwile. Kibice wylewali swoją frustrację w trakcie meczu, takie ich prawo.
- Spadek musi być dla was jeszcze bardziej bolesny, biorąc pod uwagę, że runda wiosenna była w waszym wykonaniu przyzwoita i często byliście chwaleni za grę.
– No tak, ale zawsze się liczy efekt końcowy. Teraz nie rozpatrujemy tego pod kątem, że graliśmy fajne mecze w tej rundzie, tylko myślimy o tym, że być może zabrakło nam tylko jednego punktu do tego, żeby w ostatnim meczu samodzielnie decydować o własnym losie. Dobrej gry nikt nie będzie pamiętał, ale nasz spadek już tak.
- Był jakiś kluczowy moment w tej rundzie?
– Przypominają się na pewno mecz z Płockiem u siebie, gdzie sędzia trochę nas skrzywdził. Podobnie było w Kielcach z Koroną. Najbardziej boli to, że czynniki zewnętrzne nam nie pomagały. Natomiast nie możemy teraz szukać usprawiedliwień. Cały ciężar spoczywa na nas. Bierzemy ten spadek na siebie.
- Jak z twoją indywidualna sytuacją, masz jeszcze ważny kontrakt w Łęcznej?
– Nie, kontrakt się kończy i co dalej nie mam pojęcia.
- Byłbyś skłonny grać w pierwszej lidze?
– Nikt w ogóle ze mną na taki temat nie rozmawiał, więc co mam powiedzieć? Nie wiem co dalej będzie w klubie, jak sytuacja będzie wyglądać. Nie mam pojęcia. Na razie wszyscy zakładali scenariusz na utrzymanie. Sytuacja się zmieniła i teraz my, zawodnicy czekamy na rozwój wydarzeń.