W niedzielę o godz. 16 Stal Kraśnik zmierzy się u siebie z Wisłą Sandomierz, czyli byłym klubem trenera Jarosława Pacholarza. Gospodarze będą próbowali się podnieść po bardzo słabym występie w Sieniawie, gdzie dostali aż pięć bramek.
– Rzeczywiście, pojawił się dodatkowy dreszczyk emocji, bo w Sandomierzu ładnych parę lat grałem w piłkę, a do tego trenowałem też ten zespół – przyznaje szkoleniowiec Stali, który występował w Wiśle niemal sześć lat jako zawodnik. W 2015 został także trenerem i udało mu się wywalczyć awans do III ligi.
Niebiesko-żółci do tej pory byli drugim, najlepszym nowicjuszem w grupie czwartej III ligi, ale po ostatniej porażce spadli na ósme miejsce i dali się minimalnie wyprzedzić niedawnemu przeciwnikowi. W niedzielę nie będzie łatwo o rehabilitację. Rywale są na fali, bo wygrali trzy ostatnie spotkania.
Tego samego nie można powiedzieć o Stali. Rafał Król i spółka dobrze radzą sobie w tym sezonie, ale mecz w Sieniawie był rozstrzygnięty na długo przed końcowym gwizdkiem. Do przerwy było 0:2, a po godzinie gry nawet 0:4. Honor przyjezdnych dopiero w samej końcówce zawodów uratował popularny „Królik”, który wykorzystał rzut karny. Co poszło nie tak w starciu beniaminków?
– Analizowaliśmy to spotkanie i wiemy, co zrobiliśmy źle. Chodzi przede wszystkim o sferę mentalną. Zdajemy sobie też sprawę, na co stać Wisłę. To będzie trudny mecz, ale wierzymy, że skończy się dla nas happy-endem – dodaje trener Pacholarz, który będzie miał już do dyspozycji: Arkadiusza Maja, a także Michała Misiaka. Ten pierwszy wraca do gry po kontuzji, a drugi ostatnio musiał pauzować za kartki.