

Lewart kontynuuje zwycięską passę w meczach u siebie. W sobotę piłkarze Grzegorza Bonina w piątym występie przed własną publicznością zanotowali piąte zwycięstwo. Tym razem pokonali Lubliniankę 2:1. W końcówce najedli się jednak strachu.

W pierwszej połowie kibice nie obejrzeli zbyt wielu udanych akcji ofensywnych. W ósmej minucie Paweł Myśliwiecki wrzucił piłkę „mięciutko” w pole karne do Mateusza Kompanickiego, który jednak z ostrego kąta uderzył prosto w bramkarza.
Zanim minął drugi kwadrans gry niewiele zabrakło, aby Dorian Paluch zamknął akcję Łukasza Najdy wślizgiem. Po chwili miejscowi byli jeszcze bliżej powodzenia. Aleks Aftyka z dystansu przymierzył jednak w poprzeczkę.
W 35 minucie w końcu coś wydarzyło się pod bramką Damiana Podleśnego. Podania wymienili: Patryk Malec i Jakub Sobstyl. Na koniec ten pierwszy uderzył po ziemi prosto w bramkarza. Za chwilę Arkadiusz Bednarczyk popisał się świetnym zagraniem jeszcze ze... swojej połowy. Piłka nie powinna minąć wszystkich rywali, ale jednak minęła. Myśliwiecki nie wykorzystał jednak sytuacji sam na sam. W końcówce okazję miał jeszcze Sobstyl, który ostatecznie wywalczył tylko rzut rożny.
W drugą połowie kapitalnie powinni wejść piłkarze Lublinianki. Bartłomiej Koneczny „wjechał” między dwóch przeciwników, minął ich na szybkości, ale kiedy był już sam przed bramkarzem, to huknął nad poprzeczką. Zmarnowana okazja błyskawicznie się zemściła. W 53 minucie Bednarczyk szybko wykonał rzut wolny posyłając świetną piłkę do Palucha. Ten zgrał futbolówkę na dalszy słupek, a Myśliwiecki wślizgiem otworzył wynik sobotniego spotkania.
W 66 minucie to „Pawka” zagrał do Palucha. Młodzieżowiec Lewartu wygrał pojedynek bark w bark z Mikołajem Jagodzińskim, a na koniec, chociaż mógł podawać, to sam podcinką skierował futbolówkę do bramki.
Wydawało się, że wielkich emocji już nie będzie. Tymczasem w 76 minucie Koneczny przewrócił się w polu karnym po tym, jak lekko odepchnął go Sebastian Plesz. Sędzia mimo protestów gospodarzy wskazał na „wapno”, a na 2:1 trafił sam poszkodowany. „Kony” niedługo później mógł zresztą doprowadzić do wyrównania. Górą w pojedynku z piłkarzem gości był jednak Podleśny.
W końcówce jedni i drudzy mogli się pokusić o kolejne gole. Niewiele zabrakło, a znowu efektowne trafienie z dystansu zanotowałby chociażby Bednarczyk.
– Po raz kolejny rozdajemy prezenty na lewo i prawo. Tak naprawdę wystarczy kopnąć piłkę do przodu, a my znajdziemy sposób, żeby stracić bramkę. Nie można powtarzać tych samych błędów. A my w bardzo podobny sposób traciliśmy gole z: Ładą, Hetmanem, tak naprawdę mógłbym wymieniać i wymieniać. Ciężki okres dla nas, ale trzeba zrobić wszystko, żeby się pozbierać – mówi Daniel Koczon, trener zespołu z Lublina.
Gospodarze mieli za to sporo pretensji do arbitra, zwłaszcza o rzut karny dla Lublinianki.
– Nerwówka w końcówce nie była potrzebna, ale to nie do końca nasza wina. Gdybyśmy dyktowali takie karne, to w każdym meczu byłoby ich po kilkanaście. Wcześniej wszystko mieliśmy pod kontrolą, byliśmy w ataku pozycyjnym, ale wiadomo, co się dzieje przy bramce kontaktowej. Przeciwnik ruszył do przodu i miał swoją sytuację na 2:2 – ocenia Grzegorz Bonin.
Lewart Lubartów – Lublinianka Lublin 2:1 (0:0)
Bramki: Myśliwiecki (52), Paluch (66) – Koneczny (78-z karnego)
Lewart: Podleśny – Kompanicki, Niewęgłowski, Smirnov, Plesz, Paluch, Aftyka (88 Wolski), Bednarczyk, Najda (78 Jabłoński), Myśliwiecki (88 Zieliński), Demianenko (78 Żelisko)
Lublinianka: Ciołek – Drozd, Chyła, Duda, Kołacz (87 Giletycz), Jagodziński, Koneczny, Sobstyl, Malec (71 Świeboda), Misztal (67 Wójtowicz), Kherouf.
