

Z więzienia wyszedł 23 września 1987 roku. Już dwa dni później napadł na swoją pierwszą ofiarę. Był to początek koszmarnej serii. Wkrótce o „wampirze” spod Zakrzówka zrobiło się głośno nie tylko na Lubelszczyźnie. Nie był jedynym bandytą, przez którego wiele kobiet bało się wyjść wieczorem z domu.

Jego dwie pierwsze ofiary miały ogromne szczęście. Mieszkankę Świdnika zaatakował metalowym prętem. Na szczęście udało się jej wyrwać bandycie i ocaliła życie. Podobnie było w przypadku mieszkanki podlubelskiej Kalinówki. Jej również udało się uciec. Do tych obydwu zdarzeń doszło jednego dnia – w odstępie zaledwie godziny.
Te dwa pierwsze napady postawiły na nogi całą lubelską milicję. Nie udało się jednak zapobiec kolejnym napadom. Co kilka dni na komendę zgłaszały się poszkodowane kobiety, które stały się ofiarami brutalnym ataków nieznanego sprawcy. W ciągu kolejnych kilku miesięcy w Lublinie, na Zamojszczyźnie i okolicach doszło do kilkudziesięciu takich zdarzeń.
Sprawca grasował przede wszystkim w pobliżu końcowych przystanków MPK lub PKS. Tak było m. in. pod koniec 1987 roku w pobliżu końcowego przystanku linii 25. Było już ciemno, kiedy poszukiwany bandyta dogonił jedną z kobiet, która wracała z pracy. Rzucił się nią, nożem pociął ubranie, bieliznę i zgwałcił. Na koniec związał jej ręce i nogi i prawie nagą pozostawił na chłodzie. Na szczęście przeżyła.
Miesiąc wcześniej w podobny sposób napadł na mieszkankę Lublina w Parku Ludowym. Do tego zdarzenia doszło z samego rana, kiedy kobieta wracała do domu z nocnej zmiany. Ją również zgwałcił i okradł. Kilka dni później zaatakował w okolicach Kraśnika. Tym razem zgwałcił 16-letnią uczennicę. Wcześniej przystawił jej nóż do gardła i zmusił, żeby się rozebrała. Na koniec skrępował ją paskiem od szkolnej teczki. Był wyjątkowo brutalny. Bił swoje ofiary, dusił i na koniec często gwałcił. Udało mu się to pięciokrotnie. W kolejnych ośmiu przypadkach na szczęście ofiarom udało się wszcząć alarm i spłoszyć napastnika.
Milicja dosyć szybko – na podstawie zeznań świadków – sporządziła portret pamięciowy bandyty. Był na tyle dokładny, że w styczniu prokurator nie miał wątpliwości, że sprawcą może być Krzysztof M. Prasa opublikowała list gończy za poszukiwanym. Milicja deptała mu po piętach. W końcu się udało. W chwili zatrzymania, 26-latek chciał się powiesić w hotelu robotniczym przy ul. Mełgiewskiej, gdzie mieszkał. Udało się go obezwładnić.
Krzysztof M. spędził wcześniej za kratkami sześć i pół roku roku. Siedział w Wierzchowie na Pomorzu. Został zwolniony warunkowo przez sąd w Koszalinie. Za rozbój z użyciem noża, gwałt i kradzież usłyszał wyrok 8 lat. Miał wtedy 19 lat. Jego resocjalizacja nie przyniosła żadnego efektu. Kiedy wyszedł z więzienia – nie wrócił do rodzinnej wsi. Zatrudnił się w FSC, w kuźni, jako ślusarz. Zawodu nauczył się jeszcze w więzieniu. Pracował na trzy zmiany. Jak przyznał przed sądem, po pracy krótko spał, po czym wychodził do miasta, gdzie upatrywał swoje ofiary. Był w tym wytrwały. Za niektórymi kobietami potrafił chodzić cały dzień. Kiedy nadarzała się okazja – atakował. Nie wszystkie gwałcił. Czasami zadowalał się biżuterią, portmonetką. Każdej ofierze groził śmiercią. Zazwyczaj miał przy sobie metalowy pręt lub nóż.
Na pierwszym przesłuchaniu, tuż po zatrzymaniu, 26-latek nie okazał najmniejszej skruchy. „Jak zostanę skazany i wyjdę z pudła, to będę robił to samo” – przyznał śledczym. W lutym 1989 roku Krzysztof M. usłyszał wyrok – 25 lat więzienia i pozbawienie praw publicznych na 10 lat. On sam prosił o wyrok kary śmierci. Na pytanie sądu, czy po odbyciu wyroku będzie napadać na kobiety, bez namysłu powiedział „tak”.
Kilka miesięcy wcześniej w Lublinie i okolicach grasował inny gwałciciel. W sierpniu 1987 roku zgwałcił dwie kobiety w Świdniku i Konopnicy. Trzecią ofiarę – nastolatkę – napadł na ul. Puławskiej. Wtedy jednak napastnika spłoszyli przechodnie. Udało mu się kilka tygodni później – w Panieńszczyźnie. Jego ofiara – młoda kobieta – tuż po gwałcie wszczęła alarm. Jej krzyki usłyszeli milicjanci z Jastkowa. Pół kilometra dalej schwytali sprawcę. Udawał turystę. Zatrzymanym był 25-latek. Kilka miesięcy później usłyszał wyrok kilkunastu lat więzienia.
