Piłkarze Lecha Poznań jechali na mecz z Manchesterem City, jak na ścięcie. Podopieczni trenera Jacka Zielińskiego na tle gwiazd wartych dziesiątki milionów funtów pokazali się jednak z dobrej strony. Wielu przewidywało, że "Kolejorz” będzie wracał do Polski z bagażem pięciu goli. Tymczasem goście przegrali tylko 1:3.
Od pierwszego gwizdka przewagę mieli gracze "The Citizens”, ale Lech groźnie się odgryzał. W 13 minucie zawodów kibice obejrzeli pierwszą bramkę. Emmanuel Adrebayor ładnym zwodem uwolnił się spod opieki przeciwników i uderzył do siatki po długim rogu.
Były gracz Arsenalu Londyn w 24 minucie po raz drugi wpisał się na listę strzelców. Tym razem głową, po dośrodkowaniu Davidy Silvy. W pierwszej połowie wynik nie uległ już zmianie.
Po zmianie stron szczęście uśmiechnęło się do ekipy Jacka Zielińskiego. Ponownie w polu karnym Manchesteru szarżował Peszko, ale piłka trafiła ostatecznie pod nogi Joela Tshibamby, a ten z bliska nie zmarnował sytuacji. I niespodziewanie zrobiło się tylko 2:1.
Szkoleniowiec Lecha po zdobyciu kontaktowego gola od razu wpuścił do gry dwóch ofensywnych graczy: Semira Stilicia i bohatera meczu z Turynu Artjomsa Rudnevsa.
"Kolejorz” stworzył sobie kilka groźnych okazji, a najlepszą miał Tshibamba, ale fatalnie spudłował. Później do głosu ponownie doszli podopieczni Roberto Manciniego. Szalał zwłaszcza Adebayor, który zaliczył jeszcze jedno trafienie, dzięki któremu skompletował hat-tricka. Reprezentant Togo mógł także zdobyć kolejne bramki.
W samej końcówce świetną szansę miał jeszcze Marcin Kikut, ale uderzył zbyt lekko, żeby zaskoczyć Joe Harta.
Manchester City – Lech Poznań (2:0)
Manchester City: Hart – Boyata, Richards, Lescott, Zabaleta (85 Bridge), Wright-Phillips (77 Jo), De Jong, Vieira, Johnson, Silva (75 Yaya Toure), Adebayor.
Lech: Burić – Kikut, Bosacki, Arboleda (70 Djurdjević), Henriquez, Peszko, Injac, Drygas (55 Rudnevs), Wilk (55 Stilić), Kriwiec, Tshibamba.
Żółta kartka: Bosacki.