Polacy nie podnieśli się po bolesnej przegranej z Argentyńczykami. Przegrali 1:3 z „Trójkolorowymi” i dali im nadzieję na awans do decydującej fazy turnieju. Sami za to postawili się pod ścianą – teraz ratuje ich wyłącznie wygrana za trzy punkty z Serbią.
Biało-czerwoni mocno skomplikowali swoją sytuację w tabeli. Na fotel lidera grupy H wskoczyli Serbowie, którzy bez straty seta pokonali Argentynę. Z takiego obrotu spraw zadowoleni byli Francuzi, bo dostali jeszcze szansę na awans do „szóstki”. Trener Vital Heynen całkowicie przemeblował wyjściowy skład, na parkiecie zameldował się nawet rezerwowy libero Damian Wojtaszek. Podopieczni belgijskiego szkoleniowca mieli jeszcze w głowie mecz sprzed kilkunastu godzin. W starciu z „Trójkolorowymi” rozpoczęli od prowadzenia 4:1, ale po kilku akcjach było już po 5. Na zagrywce stanął Earvin Ngapeth i zrobiło się gorąco. Przyjmujący wywiązał się ze swoich obowiązków, bo skutecznie zmęczył Polaków niewygodną zagrywką i zapewnił swojemu zespołowi kilkupunktową przewagę. Obrońcy tytułu zupełnie nie potrafili się odnaleźć na boisku – wyglądali po prostu na rozbitych. Grzegorz Łomacz cierpliwie szukał zawodnika, który „był w gazie”, ale niewielu jego kolegów potrafiło wziąć na siebie taką odpowiedzialność. Na drugiej przerwie technicznej Francuzi wygrywali aż 16:9. Demolka Polaków trwała, a oni nic na to nie mogli poradzić – przegrali pierwszą partię 15:25.
Po powrocie na parkiet gra obrońców tytułu wyglądała trochę lepiej. Przede wszystkim poprawili przyjęcie i skuteczniej atakowali ze skrzydeł. Ich ofensywnym poczynaniom przewodził Damian Schulz i to dzięki niemu zespół wygrywał 6:4. „Trójkolorowi” postanowili pomóc rywalom i zepsuli zagrywkę przy stanie 7:7. Vital Heynen miał okazję poinstruować swoich podopiecznych. Zawodnicy nie spełniali jednak oczekiwań trenera, bo karty w tej partii znowu rozdawała reprezentacja Francji. Na boisku pojawił się nawet Michał Kubiak, który nie doszedł jeszcze do pełni sił po chorobie. Na drugiej przerwie technicznej Polacy przegrywali 12:16. Drużyna prowadzona przez Laurenta Tillie była tego dnia w innej lidze, a biało-czerwoni tonęli w morzu własnych błędów. W drugim secie zdołali zdobyć zaledwie 18 punktów.
Polakom kompletnie brakowało pewności siebie. Szkoleniowiec desygnował do gry nawet zawodzącego Bartosza Kurka, ale niewiele to dało. Francuzi dalej z łatwością przełamywali albo omijali polski blok. „Trójkolorowi” wygrywali 8:6 na pierwszej przerwie technicznej. Taka różnica utrzymywała się przez następnych kilka minut, a czas działał na niekorzyść obrońców mistrzowskiego trofeum. Udało im się zrównać z Francuzami przy stanie 11:11. Po chwili, po skutecznym bloku Mateusza Bieńka, biało-czerwoni wygrywali 13:12. Po raz pierwszy w tym spotkaniu to trener reprezentacji Francji wziął „czas”. Polacy się rozkręcali i na drugiej przerwie technicznej prowadzili 16:13. Co najważniejsze, nie wytracili tego impetu aż do końca tej odsłony. Siatkarze w niebieskich strojach złapali z nimi kontakt, ale nie zdołali ich już dogonić – biało-czerwoni wygrali 25:23 i wrócili do gry.
Polacy każdego seta zaczynali w dobrym stylu, dlatego prowadzenie 5:3 w czwartej partii nie mogło być dla nikogo zaskoczeniem. Przewaga szybko stopniała, bo ich zagrywki lądowały w siatce. Jednak „Trójkolorowi” też nie ustrzegli się pomyłek i na pierwszej przerwie technicznej przegrywali 6:8. Podopiecznym Vitala Heynena brakowało regularności i po własnych błędach pociąg z napisem „TGV” zaczął się niebezpiecznie szybko oddalać. Francuzi bronili każdą piłkę, a Ngapeth nie mylił się ze skrzydeł. Przy wyniku 10:14 szkoleniowiec z Belgii musiał przerwać tę serię. Zespół znad Loary miał wyraźną przewagę i pewnie zmierzał po wygraną z kompletem punktów. I tak też się stało – Francja wygrała 25:18 w czwartym secie i 3:1 w całym spotkaniu.