

Cztery mecze bez wygranej i wystarczy. Motor Lublin pokazał się w sobotni wieczór z dużo lepszej strony niż w poprzednich meczach. Co najważniejsze, zdobył trzy punkty w Zabrzu, po tym jak pokonał Górnika 1:0.

– To dobry moment, aby wygrać z rywalem, który jest na fali i pokazać, że drzemie w nas duży potencjał, a siła tego zespołu jest bardzo mocna – mówił przed spotkaniem Mateusz Stolarski. Dodawał jeszcze: czegokolwiek bym teraz nie powiedział, nie ma to znaczenia, bo słowa muszą przejść w czyny.
Piłkarze zdecydowanie posłuchali swojego trenera. Od pierwszych minut było widać, że to jest inny, lepszy Motor. Gościom bardzo zależało na przełamaniu. Żółto-biało-niebiescy byli agresywni, czujni i skoncentrowani w defensywie, a do tego aktywni w ataku. Już po czterech minutach mieli na koncie dwa strzały. Karol Czubak został co prawda zablokowany, a Ivo Rodrigues nie trafił w bramkę jednak coś od razu działo się w szesnastce rywali.
W dziewiątej minucie odrobinę zaspał Filip Luberecki. Po centrze na dalszy słupek niewiele zabrakło, a Ousmane Sow dałby gospodarzom prowadzenie. Świetnie strzał Senegalczyka odbił jednak Ivan Brkić. A „Luberek” popełnił jeden z nielicznych błędów. Później bez względu na to, z kim rywalizował na skrzydle, to w większości przypadków był górą. Często w tyłach pomagał mu także Rodrigues.
Zanim minął kwadrans gry powinno być 0:1. Portugalczyk zagrał na lewo do Bradly van Hoevena, a Holender świetnie podał w pole karne do Czubaka. Ten ostatni nie przyjmował, tylko strzelił z pierwszej. Szkoda tylko, że w boczną siatkę. W 24 minucie Motor miał drugą, znakomitą okazję na gola. Michał Król w swoim stylu pognał do linii końcowej, dośrodkował pod bramkę, a tam Rodrigues uderzył... ramieniem, a nie głową i piłkę bez większych problemów złapał golkiper Górnika.
Kiedy zbliżała się 30 minuta „ile fabryka dała” z dystansu huknął Taofeek Ismaheel. Na szczęście prosto w Brkicia. Później kilka razy pod bramką przyjezdnych robiło się gorąco, ale lublinianie wyszli obronną ręką z każdej opresji.
Od razu po przerwie Górnik wypracował sobie najlepszą sytuację w całym meczu. Matus Kmet dośrodkował z prawej flanki, a drzemkę zrobił sobie wracający do składu Marek Bartos. Zza jego pleców wyskoczył nagle Ismaheel i z powietrza uderzył na bramkę. Znowu kapitalnie spisał się jednak Brkić. Po przerwie piłkarze trenera Stolarskiego rzadziej gościli pod bramką rywali, przeprowadzili też mniej udanych ataków. Tak naprawdę wystarczył jednak jeden zryw, żeby zdobyć w Zabrzu trzy punkty.
W 57 minucie na murawie zameldował się Jacques Ndiaye. Minęło jakieś 20 sekund, a Senegalczyk po zgraniu Czubaka wpadł w pole karne, minął Patrika Hellebranda, a na koniec uderzył po długim rogu na 0:1. To było prawdziwe wejście smoka. Niedługo później Ndiaye mógł zaliczyć asystę, bo oddał piłkę do Króla, który huknął jednak dokładnie tam, gdzie stał bramkarz.
Za chwilę Sondre Liseth minął dwóch rywali, ale Bartos zdążył dogonić Norwega i w ostatniej chwili „wyłuskać” mu piłkę. W kolejnej akcji Hellebrand ładnie przymierzył z dystansu i niewiele zabrakło, aby piłka wylądowała w okienku. W kolejnych fragmentach gospodarze byli bardzo często przy piłce jednak bardzo mało z tego wynikało.
Było multum wrzutek, stałych fragmentów, przerzucania gry z lewej strony na prawą i odwrotnie, ale Motor nie dał się już zaskoczyć. Goście dowieźli korzystny wynik do końca, dzięki czemu na przerwę reprezentacyjną udadzą się w bardzo dobrych humorach.
Górnik Zabrze – Motor Lublin 0:1 (0:0)
Bramka: Ndiaye (58).
Górnik: Łubik – Kmet (78 Lukoszek), Janicki, Josema, Janża, Kubicki, Hellebrand, Ambros (63 Tsirigotis), Sow (57 Massimo), Liseth (63 Podolski), Ishmaeel (63 Khlan).
Motor: Brkić – Stolarski (65 Wójcik), Bartos (78 Meyer), Matthys, Luberecki, Łabojko, Wolski (78 Scalet), Rodrigues, Król, Czubak (65 Dadashov), van Hoeven (58 Ndiaye).
Żółte kartki: Sow, Ambrose, Podolski, Janża – Ndiaye, Stolarski, Wójcik, Brkić.
Sędziował: Damian Kos (Wejherowo).
Widzów: 20583.
