

Dzisiaj o godz. 17.30 w hali Globus rozpocznie się decydujące spotkanie o mistrzostwo Polski. W siódmym meczu finału Orlen Basket Ligi zmierzą się PGE Start i Legia Warszawa. W piątek „Wojskowi” doprowadzili do remisu 3:3. Tym razem czerwono-czarni będą mieli atut własnego parkietu. Na trybunach będzie też komplet kibiców, bo klub z Lublina już w sobotę poinformował o sprzedaży wszystkich biletów.

W finałowej serii obie ekipy wygrywały przede wszystkim u siebie. W meczu numer dwa Legia pokonała Start w hali Globus 84:78, ale drużyna Wojciecha Kamińskiego odpowiedziała triumfem w Warszawie, przy okazji starcia numer cztery (77:71). Jak będzie tym razem? Na pewno nie zabraknie emocji.
– Popełniliśmy za dużo błędów indywidualnych, żeby wygrać mecz numer sześć. Nietrafione rzuty wolne, straty pod koszem. Zamiast iść mocno w górę, to szukaliśmy koronkowych rozwiązań. To na pewno nas zabolało. Legia na tym zbudowała większą przewagę i w końcówce wygrała. Jesteśmy źli, bo chcieliśmy zakończyć serię w Warszawie. Rywale będą podbudowani po takim zwycięstwie. Co będzie miało znaczenie? Ciężko powiedzieć. Pół żartem, pół serio my chcemy zagrać maksymalną liczbę meczów. Graliśmy pięć w pierwszej rundzie, pięć w drugiej, a teraz zagramy siedem. Trzeba sprawdzić czy była taka drużyna, która zagrała aż tyle – mówi Wojciech Kamiński, trener PGE Startu.
Skoro ekipa z Lublina ma już w nogach aż 16 dodatkowych spotkań w fazie play-off, to trudno nie mówić o zmęczeniu.
– Jesteśmy zmęczeni, ale sami sobie wydłużamy sezon – śmieje się Filip Put. – Plan był taki, żeby zakończyć to szybciej, ale rywale zaplanowali to samo co my, wygrać przynajmniej trzy spotkania. Mecz numer siedem, to będzie świetne widowisko. Zajęliśmy wyższe miejsce w tabeli i ten mecz będzie u nas, w hali Globus – dodaje zawodnik czerwono-czarnych.
– Został jeden mecz na koniec sezonu, tu już będzie pracowała tylko głowa. Nie ma co patrzyć na ból nóg czy reszty ciała. Trzeba mentalnie dojechać na to spotkanie. Mamy przewagę własnego parkietu, przewagę świetnego sezonu, który gramy do tej pory. Mamy też doświadczenie z półfinału i ćwierćfinału, gdzie rozgrywaliśmy spotkania numer pięć. Oba wygraliśmy, a teraz nie pozostaje nam nic innego, jak wygrać siódmy mecz finału u nas w Lublinie – zapowiada Put.
– To będzie mecz numer siedem, wiemy, że wszystko może się wydarzyć. Spodziewamy się bardzo intensywnego spotkania od początku do końca. Wszystkie pojedynki do tej pory były bardzo wyrównane, może poza tym poprzednim w Lublinie. Uważam, że mamy wspaniałych kibiców, którzy nas wspierają i bardzo nam pomagają. Wygrywaliśmy jednak z Legią u siebie, ale i w Warszawie, więc wszystko może się wydarzyć. W niedzielę wygra ten, kto będzie grał mocniej przez pełne 40 minut – wyjaśnia Emmanuel Lecomte.
Wszystkim, którzy nie zdołali kupić biletu na dzisiejsze spotkanie pozostaje transmisja w Polsacie Sport 1.
