Jedni kochają szybkie samochody, inni pieniądze. Ktoś kocha władzę, a drugi ciuchy od Calvina Klein`a. Jeden kocha zwierzęta, inny gwiazdy ekranu albo np. prezesów miejskich przedsiębiorstw komunikacyjnych. Ale na pewno wszyscy ludzie kochają innych ludzi. No, prawie wszyscy...
d
Problem tkwi jednak w tym, że tak naprawdę nikt nie wie, co to jest miłość. A odpowiedzi szukają wszyscy: lekarze, psychologowie, filozofowie, pisarze i poeci, księża i seksuolodzy. Wiadomo tylko, że miłość jest potężna, że pcha ludzi do działań, których – bez niej – nigdy by nie podjęli. Wiadomo też, że miłość wszystko wybacza i wiadomo jeszcze, że... jutro ma swoje święto.
Rozmowa z prof. Stanisławem Czuczmarem, kierownikiem zakładu patofizjologii AM w Lublinie
Od pierwszego węchu
• Co to jest miłość?
– Miłość to proces fizjologiczny, w którym można się dopatrzeć cech patologii. W Anglii przeprowadzono ciekawe doświadczenie. Zebrano grupę świeżo zakochanych ludzi i grupę pacjentów cierpiących na natręctwa i obsesje. U jednych i drugich zaobserwowano zmniejszenie czynnika transportującego serotoninę do płytek krwi.
• Brzmi to bardzo intrygująco, ale co to właściwie znaczy?
– Że jest zaburzone neuroprzekaźnictwo. Wtedy człowiek postępuje inaczej, niż zwykle. Ale miłość to przede wszystkim system nagrody w centralnym układzie nerwowym. To układ dopaminowy i opioidowy. Te układy mocniej pracują u zakochanych i produkują endorfinę, substancję o działaniu podobnym do morfiny.
• Im więcej endorfiny, tym więcej szczęścia, tak? A jak siedzę w pobliżu osoby, którą kocham, to ta endorfina już ciurkiem leci?
– Mówiąc fachowo, osoby zakochane mają większą zdolność do odczuwania szczęścia. Ale to nie wszystko. Jest jeszcze hormon przytulania...
• A już myślałem, że za chwilę poda mi pan wzór chemiczny miłości...
– Ten hormon to oksytocyna, odpowiedzialna m.in. za wydzielanie mleka u kobiet w ciąży. Jednak ma i inne działanie, bowiem odpowiada za nawiązywanie silnych więzi uczuciowych. Nie tylko miłości kobiety i mężczyzny; również miłości macierzyńskiej czy związków rodzinnych.
•Tylko że mężczyźni nie zachodzą w ciążę i nie produkują mleka... Więc nie mają tego hormonu? Znowu wychodzi na to, że faceci to szowinistyczne samce, niezdolne do uczuć.
– Ależ skąd! My tez mamy ten hormon. I każdy człowiek ma jeszcze coś: feromony. U każdego z nas są one inne; jak odciski palców. Świadomie tego zapachu nie wyczuwamy, ale trafia on bezpośrednio do neuronów w mózgu. I na tej podstawie mózg decyduje, czy ktoś jest sympatyczny, czy nie.
• To mój mózg decyduje o takich ważnych sprawach bez mojej wiedzy? A kogo on wybiera?
– Partnera, który jak najbardziej różni się od nas pod względem materiału genetycznego. Im to zróżnicowanie większe, tym lepiej dla przyszłego potomstwa.
• Zatem mózg wącha i od razu decyduje. To jakby miłość... od pierwszego węchu?
– Tak jakby. Stąd się, na przykład, biorą pary, w których kobieta jest piękna, a jej partner, według ogólnych kanonów urody, raczej nie. Bo zadecydowały feromony, a nie wygląd.
• I dlatego młode dziewczyny wychodzą za mąż za 90-letnich milionerów?
– Cóż, tu chyba decyduje inny zapach. Pieniędzy...
Pod kliszę:
– Cała miłość dzieje się w naszym mózgu, głównie w płacie czołowym – mówi Stanisław Czuczmar, kierownik Zakładu Patofizjologii AM w Lublinie
Fot. Tomasz Chromcewicz
Rozmowa z dr Stanisławem Dulko z Zakładu Seksuologii i Patologii Więzi Międzyludzkich w Warszawie
Orgazmetr to nie wibrator
• Jest pan seksuologiem i pewnie... wszystko się panu kojarzy. Czy, zdaniem seksuologa, miłość to popęd seksualny?
– Cóż, są ludzie, którzy w ogóle nie odczuwają popędu.
• Niemożliwe...
– Jak najbardziej możliwe. Nazywam to daltonizmem seksualnym. Przyczyną jest uszkodzenie jądra łożyskowego na prążku krawędzi w mózgu.
• Znowu te medyczne nazwy. Trudno... I cóż się dzieje, kiedy człowiek ma uszkodzone to jądro?
– Odpowiada ono za kierunek naszego popędu. Za to, czy jesteśmy heteroseksualni, czy homoseksualni albo biseksualni. Jednak czasami to uszkodzenie, wrodzone i nieuleczalne, powoduje, że nie interesuje nas żadna płeć.
• Fatalnie!
– A nawet gorzej. To dotyczy głównie mężczyzn. Nie znajdują satysfakcji z kobietami, więc dostają olśnienia: jestem gejem! I szukają w klubach albo na Dworcu Centralnym w Warszawie. I znowu nic. Więc dochodzą do wniosku, że jednak wolą kobiety, tylko na razie spotykali same nieodpowiednie. Bo trudno im sobie wyobrazić, że w ogóle nie mają popędu. Dochodzi jeszcze presja społeczna: rodzina i znajomi cały czas dopytują się o ślub, dzieci, etc.
• I pewnie pod wpływem tej presji zakładają rodzinę?
– Tak, ale ich związki są nudne i wymuszone. Często prowadzą do nerwic i depresji.
• To co ci ludzie robią? Przecież głównym motorem naszego życia jest miłość.
– Jak idzie sobota, to się np. cieszą, że pójdą spokojnie do biblioteki i poczytają. I za grosz nie mogą zrozumieć, ze inni w tym czasie umawiają się na randki i buszują na dyskotekach. Dla nich to strata czasu i pieniędzy. Tacy ludzie realizują się pracy.
• A jest może odwrotne zaburzenie? Nadmierny popęd seksualny?
– U kobiet nazywa się to nimfomania, a mężczyzn – satyrializm. To chaotyczna, niekontrolowana aktywność seksualna. Nie ważne – gdzie i z kim. Liczy się ilość, a nie jakość. Są również zaburzenia polegające na nagłym i niekontrolowanym orgazmie.
• To znaczy: bez powodu? Ktoś idzie ulicą i nagle ma orgazm?
– Tak. To się dzieje poza nasza kontrolą. Ten proces bada się m.in. orgazmetrem...
• Czy to ten sam przyrząd, który w sex shopie nazywa się wibratorem?
– Nie, to elektrody, które stymulują odpowiednie ośrodki naszego układu nerwowego. Ale ogólnie rzecz biorąc, to zjawiska słabo poznane. Nie wiemy jeszcze wielu rzeczy o naszych popędach i o tym, co właściwie robi nasz mózg.