

Tegoroczny sezon nie będzie udany - przyznają plantatorzy truskawek z powiatu puławskiego. Głównym powodem są przymrozki, które niszczą zbiory. Nie pomaga dość chłodny i deszczowy maj, a także import tańszych owoców z zagranicy.

Według plantatorów, krajowych owoców na rynku w tym roku będzie znacznie mniej, niż w latach poprzednich, co wpłynie na ceny. Obecnie na giełdzie w Elizówce dwukilogramowa łubianka kosztuje w granicach 32-37 zł. Z każdym dniem powinno być nieco taniej, ale poziom z zeszłego roku raczej nie ma co liczyć. Wszystko bez pogodę.
- Przymrozki w tym roku dużo zniszczyły. Liście były poprzymarzane do folii. U nas jeszcze dodatkowo wystąpiło gradobicie. Tam gdzie spadł grad owoce są zbite i straciły wygląd. Myślę, że na niektórych plantacjach z powodu mrozu uszkodzonych zostało ponad 60 proc. upraw. Niestety: nadal jest zimno i ta truskawka nie dojrzewa tak szybko. To jest owoc, który potrzebuje słońca - mówi Marek Krzesicki z Pachnowoli w gminie Puławy.
Jego rodzina obecnie posiada ok. 4 hektarów truskawek. Owoce sprzedaje na giełdzie w Elizówce koło Lublina.
Jak idzie handel? - Truskawka jest jeszcze droga, a kupujących mało. Wielu wybiera tę tańszą, zagraniczną. Niektórzy sprzedający przesypują ją do łubianek i udają, że to krajowe, oszukują. Trzeba sprawdzać szypułki, inaczej wygląda świeżo zerwana, a inaczej zaschnięta - podpowiada nasz rozmówca.
Jak podkreśla, krajowe truskawki są zdrowe, a te zagraniczne to jego zdaniem "sama chemia". - Przecież żeby wyprodukować taki owoc, przywieźć do Polski, to trwa nawet kilka dni. A u nas truskawka zrywana jest o 8, a już o 9 jest już w Lublinie - tłumaczy Krzesicki.
Podobnego zdania jest Andrzej Kupczyk, plantator z Janowa w gminie Puławy. Jego zdaniem, gdyby konsumenci zdawali sobie z tego sprawę, chętniej kupowaliby nasze, polskie owoce. Nawet jeśli kosztują trochę więcej, niż sprowadzane.
Tegoroczny sezon plantatorom nie sprzyja. - Na jednym polu truskawki zbił grad, a na drugim przymroził mróz. Te, które nie były przykryte są przemarznięte w stu procentach. W przykrytych zniszczenia dochodzą do 20 proc. - wylicza Andrzej Kupczyk. - To jest trudny i pracowity sezon. Odkrywamy pola, rwiemy, zakrywamy, potem znowu odkrywamy, znowu rwiemy. Owoce się niszczą, gniotą. Ale nie mamy wyjścia, tydzień temu przy gruncie było minus siedem stopni. Moim zdaniem z gruntu truskawek w tym roku nie będzie. Tylko z folii albo te, które były przykryte agrowłókniną - ocenia plantator z Janowa.
Podobnie jak w latach poprzednich Polacy do pracy na polach truskawek się nie garną. Choć w szczycie sezonu w jeden dzień zarobić można nawet kilkaset złotych.
- Zapewniamy pełne wyżywienie, nocleg. Jak będzie pełny wysyp truskawek to 500 zł dniówki nie stanowi problemu, ale Polacy faktycznie rwać nie chcą. Ja zatrudniam pracowników z Ukrainy, bo im chce się pracować - mówi Kupczyk, który rok temu przyjął do pracy 10 osób. W tym sezonie pracowników najemnych jest na razie dwóch, ale to dopiero początek sezonu. Zatrudnienie osób zza wschodniej granicy planuje także Marek Krzesicki. - Nasi nie chcą przyjść. Nasadziłeś to teraz sam ze zrywaj. Tak mi mówią, śmieją się.
Właściciele plantacji na najemnych pracowników nie narzekają, chwalą ich za pracowitość, przyznając jednocześnie, że koszty pracy z każdym rokiem są wyższe. Wyjścia jednak nie ma. Bez wsparcia ze strony obcokrajowców, większość zbiorów najpewniej zostałaby na polach.
Plantatorzy z Lubelszczyzny swoje owocowe plony najczęściej sprzedają sami, na giełdzie w Elizówce. Im bliżej Puław to większa szansa także na małe stoiska przy drogach. W trakcie sezonu sprzedających truskawki można spotkać m.in. przy drodze wojewódzkiej za starym mostem na Wiśle, w okolicach Góry Puławskiej, Klikawy i dalej w stronę DK12 w Anielinie. W czerwcu, gdy owoców jest najwięcej, łubianki dostaniemy także prosto z samochodów parkujących przy popularnych supermarketach.
