Policja przez kilka godzin szukała bandytów, którzy nigdy nie istnieli.
- Z relacji kobiety wynikało, że bandyci grozili jej przedmiotem przypominającym broń - mówi Wioletta Pawluk z chełmskiej policji. - Zażądali pieniędzy. Wydała im 1,5 tys. zł. Gdy sprawcy je dostali, uciekli, nie robiąc kobiecie krzywdy.
Do zdarzenia miało dojść w barze przy ul. Wolności w Chełmie. Jednak ani obsługa pobliskich sklepów, ani mieszkający w pobliżu sąsiedzi nic o napadzie nie słyszeli. - Tutaj jest spokojnie. Owszem, zdarzają się czasem jakieś rozróby, ale żeby napad? - dziwią się mieszkańcy.
Właścicielka okradzionego baru, z którą udało nam się porozmawiać, zachowywała rezerwę. - Tak naprawdę nie wiadomo jeszcze, co z tego wyniknie. Poczekajmy na ustalenia policji - mówiła jeszcze przed południem. - Ja byłam w barze do 21. Potem została tylko pracownica, zatrudniona dwa tygodnie wcześniej. Nie wiem, co robiła w lokalu do piątej rano. Zamykamy zwykle o północy.
Bomba wybuchła po południu. Okazało się, że nie było żadnego napadu, a domniemana ofiara Anna B. wszystko zmyśliła, aby ukryć stratę pieniędzy. - Jak ustalili policjanci, pracownica baru w nocy grała na automatach - mówi Pawluk. - Wykorzystała do tego pieniądze z kasy. Kiedy wszystko przegrała, zmyśliła napad.
Kobieta odpowie za zawiadomienie o niepopełnionym przestępstwie, składanie fałszywych zeznań oraz za przywłaszczenie pieniędzy. Grozi jej do 3 lat więzienia.
(sad)