406 ton ważył promocyjno-turystyczny pociąg, który wczoraj o godz. 8 rano wyruszył z Lublina do Łukowa.
Na dworzec PKP w Lublinie specjalny pociąg wjechał o 7.18. Czy to pielgrzymka? - dopytywali się ludzie na widok młodych dziewczyn i chłopców w kolejarskich mundurach. Tak ładnie prezentowali się działacze z Izby Tradycji Kolejowej PKP w Lubartowie, która organizuje sentymentalne podróże na trasie Lublin-Łuków.
- Dokładnie 110 lat temu w Lubartowie po raz pierwszy pojawił się pociąg nowej kolei łukowsko-lubelskiej - tłumaczył pasażerom Jacek Maurek, pomysłodawca wczorajszej eskapady, która już w Ciecierzynie przypominała piknik na kółkach. Do bezprzedziałowych wagonów, zwanych popularnie bonanzą, wsiadły tłumy podróżnych obładowanych plecakami pełnymi kanapek.
- Pan patrzy, ile radości ze zwykłego pociągu - mówił Edward Martyniuk, który wraz z pomocnikiem Marianem Jasińskim prowadził lokomotywę SM42.
Wesoło zrobiło się o 9.17 w Lubartowie. Na peronie czekały tłumy ludzi. Grała muzyka. W Parczewie dziewięć wagonów już trzeszczało w szwach. Konduktor rewizyjny Jakub Kazubek z powagą przeprowadzał szczegółową kontrolę pamiątkowych biletów kartonowych. Dzieci mogły same skasować bilet dawnymi szczypcami konduktorskimi.
Drezyna była hitem pikniku w Kownatkach. Tu wysiadła większość pasażerów, żeby upiec na ognisku kiełbaskę i przejechać się drezyną. Prawdziwi zapaleńcy pojechali historycznym składem do samego Łukowa.
- Taka podróż zdarza się raz na rok. Trzeba przeżyć każdą minutę. Bo to pociąg przez duże "P” i jest jedyny w swoim rodzaju - mówił Michał Tyszkiewicz, który podróżował z bratem Karolem. Dziadek był kolejarzem i miłość do pociągów odziedziczyli w genach.
Do Lublina doturlali się wszyscy w świetnych humorach wieczorem. - Do zobaczenia za rok - żegnał ich Jacek Mazurek, naczelnik sentymentalnego pociągu.