Pobytem w szpitalu zakończyła się dla 14-letniego gimnazjalisty ze Strzyżowa (pow. Hrubieszów) lekcja religii. Poturbował go 37-letni ksiądz. Duchowny zamierza zrezygnować z pracy w szkole. Wczoraj o incydencie dowiedziało się kuratorium
Do zdarzenia doszło 15 stycznia. – Daniel jadł na religii chipsy – opowiadają koledzy poszkodowanego gimnazjalisty. – Ksiądz zwrócił mu uwagę i kazał wyjść z klasy. Mijając księdza, zapytał czy ma tu jeszcze wrócić. Wtedy ksiądz podniósł chłopca do góry aż zamajtał w powietrzu nogami. Później postawił go na podłodze, otworzył drzwi i popchnął go z całej siły. Daniel wyleciał na korytarz i uderzył o parapet. Odbił się, a wtedy ksiądz złapał go jeszcze raz i rzucił na podłogę. Jak się podnosił, to uderzył go w głowę. – Krzyczał, że to nie przedszkole – wspomina Daniel.
– Tego samego dnia od księdza dostał jeszcze chłopak z innej klasy – zdradzają koledzy Daniela. – Wcześniej wyzywał nas od idiotów i bałwanów.
Na dużej przerwie gimnazjalista, za namową kolegów, powiadomił o zajściu wychowawcę, ale ten zmarginalizował problem (wczoraj też nie chciał z nami rozmawiać). Daniel przez kilka dni uskarżał się na ból głowy. – Płakał, ale nie chciał powiedzieć, co się stało – mówi jego matka. – Dopiero córka się wygadała. Powiadomiłam dyrekcję szkoły. Moje dziecko nie zasłużyło sobie na takie traktowanie.
– Jestem w kiepskim stanie psychicznym – mówi ks. Roman, który pół roku temu trafił do Strzyżowa z Biłgoraja. – Chciałem dobrze. Jestem spokojnym człowiekiem. Raz mnie poniosło. Przeprosiłem chłopca i jego matkę. Złożę podanie o zwolnienie z pracy w szkole.
Dyrekcja szkoły nie chciała z nami rozmawiać na temat pobicia. Wczoraj o całej sprawie dowiedziało się kuratorium. – W szkole nie może dochodzić do łamania praw dziecka – uważa Zofia Źrałka, rzecznik Komisji Dyscyplinarnej dla Nauczycieli przy Wojewodzie Lubelskim. – Dyrekcja szkoły powinna zwrócić się do kuratora o wszczęcie postępowania wyjaśniającego. Jeżeli zarzuty się potwierdzą, sprawa stanie na komisji dyscyplinarnej.
O incydencie w Strzyżowie nic nie słyszała ani policja, ani prokuratura.