W bagażniku woził narzędzia medyczne, którymi badał kandydatki na sekretarkę. Zobacz film z jego zatrzymania.
Szef firmy budowlanej szukał sekretarki. Na początku czerwca jego anons w gazecie przeczytała 22-letnia mieszkanka Lublina. Na rozmowę kwalifikacyjną przyszła po południu. W biurze zastała tylko prezesa Jacka S.
- Zaprosił ją do gabinetu i zamknął drzwi na klucz - relacjonuje zeznania kobiety Magdalena Jędrejek z Komendy Miejskiej Policji w Lublinie. - Kandydatka na sekretarkę usłyszała, że przed przyjęciem do pracy musi przejść szczegółowe badania, w tym ginekologiczne.
Zaraz potem Jacek S. oznajmił, że jest lekarzem. Pokazał zaskoczonej kobiecie dyplom uzyskania II stopnia specjalizacji ginekologiczno-położniczej wydany rzekomo przez Akademię Medyczną w Lublinie. Na dokumencie, który okazał się sfałszowany, było jego nazwisko.
22-latka podpisała jeszcze oświadczenie, że zgadza się na przebadanie w siedzibie firmy. Wtedy prezes rozłożył na biurku prześcieradło. Polecił kobiecie, by się położyła. Z reklamówki wyjął narzędzia ginekologiczne. Doszło do "badania”. Na koniec Jacek S. ogłosił diagnozę: Jest pani przyjęta. Kobieta doszła jednak do wniosku, że z takim szefem nie będzie pracować. Po kilku dniach wróciła do biura Jacka S. po swoje dokumenty. A o jego zachowaniu opowiedziała policji.
Prezesa zatrzymano w poniedziałek rano. Policja w bagażniku jego Alfy Romeo znalazła narzędzia medyczne, prześcieradło i jednorazowe rękawiczki.
- W biurze prezes miał pseudo medyczną dokumentację, a także kilka kwestionariuszy osobowych młodych kobiet, które starały się o przyjęcie do pracy - dodaje Jędrejek.
- Jacek S. na przesłuchaniu potwierdził, że "badał” ginekologicznie kandydatki do pracy - mówi Aldona Stefańczyk, zastępca szefa prokuratora rejonowego Lublin-Południe. - Przyznał, że takich kobiet było kilka.