To „rażące naruszenie prawa” – orzekł sąd. W takim stylu miejska spółka przegrała spór z fundacją żądającą dowodów na to, że na budynku Astorii musiała zawisnąć wielka reklama. Teraz spółka musi pokazać żądaną umowę.
Budynek na rogu Al. Racławickich i ul. Lipowej przez wiele lat był obwieszany reklamami. Wyglądało to kiepsko, przeszkadzało wielu osobom, ale przełom nastąpił dopiero wtedy, gdy na szpetotę poskarżył się miejski radny Michał Krawczyk (obecnie poseł KO). Było to dobrych kilka lat temu. Ratusz odpisał mu, że na razie Astorię dzierżawi firma Multico, ale gdy tylko umowa wygaśnie i pojawi się nowy dzierżawca, wieszanie reklam będzie zakazane.
Jesienią 2017 r. należący do miasta budynek trafił pod skrzydła nowego dzierżawcy: Lubelskiego Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej, spółki będącej własnością samorządu Lublina. Fasada budynku, zgodnie z obietnicą Ratusza, faktycznie została oczyszczona z reklam. – 14 szpetnych bannerów zniknęło z Astorii na moją prośbę – chwalił się radny Krawczyk. – Jedna odważna decyzja i od razu schludniej, czyż nie?
Tym większym zaskoczeniem był fakt, że jeszcze tej samej jesieni na Astorii zawisła wielka reklama telefonów Huawei. – To jest nieporozumienie, które nie powinno się powtórzyć – mówi Krzysztof Żuk, prezydent Lublina i ponawiał deklarację, że „Astoria ma być wolna od reklam”. – Nie powinno być tego ogłoszenia.
Spółka LPGK broniła się, że nie jest to żadne nieporozumienie, tylko „efekt wcześniejszego porozumienia” z agencją reklamową będącą jednym z użytkowników budynku. Prezes miejskiej spółki wyjaśniał, że takie porozumienia zawarto w okresie przejściowym, gdy Astoria nie była już dzierżawiona przez Multico i jeszcze nie była dzierżawiona przez LPGK.
Dowodów na te słowa zażądała lubelska Fundacja Wolności, która wystąpiła do miejskiej spółki, by pokazała umowę będącą podstawą wywieszenia reklamy. Najpierw LPGK odpisało, że musi odszukać umowę. Później reklamę zdjęto, a wtedy spółka uznała, że umowy nie pokaże, bo przecież reklamy już nie ma.
Fundacja nie dała za wygraną i złożyła do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego skargę na „bezczynność spółki” w kwestii udostępnienia informacji publicznej. Sąd orzekł, że spółka dopuściła się bezczynności „z rażącym naruszeniem prawa” i nakazał spółce udostępnić wspomnianą umowę. LPGK zaskarżyło wyrok do Naczelnego Sądu Administracyjnego, ale przegrało. – Sąd wyższej instancji podtrzymał wyrok – podkreśla Krzysztof Jakubowski, prezes Fundacji Wolności.
W wyroku NSA czytamy, że miejska spółka nie mogła nie pokazać umowy, której żądała fundacja. – Umowa taka powinna być dostępna w zwykłym trybie i znajdować się w normalnie prowadzonych przez każdą dobrze zarządzaną jednostkę publiczną repertoriach lub rejestrach – przypomina NSA. Jego wyrok jest prawomocny.
Zdaniem fundacji to nie spółka, ale jej prezes powinien teraz ponieść koszty przegranego przez LPGK postępowania sądowego. – Przepisy prawa przewidują odpowiedzialność majątkową urzędnika za rażące naruszenie prawa – przypomina Jakubowski. – Zwrócimy się do spółki z wnioskiem, aby koszty sądowe poniesione przez spółkę zostały pokryte z wynagrodzenia prezesa.
LPGK jest jednoosobowo zarządzane przez prezesa Grzegorza Siemińskiego. Zgodnie z oświadczeniem majątkowym jego dochód za pracę na tym stanowisku wyniósł w zeszłym roku 208 972,44 zł.