XI Międzynarodowe Spotkania Teatrów Tańca: czwartek, dzień drugi. Termometr za oknem i wyginane wiatrem drzewa sugerowały: siedź w domu.
Chrztem bojowym dla publiczności, która kilka razy wyrywała się z brawami był minimalistyczny spektakl Compagnie 7273 w wykonaniu Nicolasa Cantillon. Tancerz nie wspomagany żadnym dźwiękiem oprócz własnego oddechu pokazał blisko 40 minutowa choreografię "Climax”. Będącą połączeniem wariacji na temat gestów pantomimy, teatru dłoni i niewzruszonej koncentracji tancerza.
Dopełnieniem formalnym - postać mężczyzny, pusta przestrzeń sceny i muzyczne tło była "Tożsamość” Marcelina Martina Valiente. Tancerz wyglądający jakby trafił na scenę wprost z ulicy i kreujący postać przechodnia przy pomocy antygestów i antytanecznego pokonywania przestrzeni opowiedział przedziwna historię. Trochę o niemocy. Trochę o dziwnych próbach poderwania się z ziemi ale zamiast lotu trzeba się borykać ze śmieciami sypiącymi się z kieszeni… "Ciało jest w opozycji i poszukuje strategii” to cytat z tekstu umieszczonego w programie. Intrygujący spektakl podzielił widzów. Rozczarowani "Tożsamością” kręcili nosem nad zbyt ukrytym sensem i muzyką Johanna Johanssona.
Absolutny brak krytyki można było zaobserwować za to po występie sześciu tancerek i jednego muzyka z Serbii czyli po "Języku ścian”. Kto nie był niech żałuje. Nie wie jak można wykorzystać kredens by był trzypoziomową sceną. Nie ma pojęcia ile energii i siły tkwi w historii młodych kobiet targanymi samobójczymi myślami. I samobójczymi czynami, nawet jeśli na podciętych przegubach krwawi się ketchup… I co się dzieje gdy młoda dama ściąga majteczki i robi szpagat. Kto był to się zachwycił. Publiczność była bliska owacji na stojąco.
Spokojniej ale też sympatycznie widzowie przyjęli "Komu piosenkę - poemat ruchowy na stawy i krtań”. Nawet największe smutasy musiały się poddać przewrotnemu poczuciu humoru i dobrze zareagować na wrocławskich tancerzy nie unikających nawet recytacji fragmentu "Pana Tadeusza”.