Szanowny Czytelniku!
Dzięki reklamom czytasz za darmo. Prosimy o wyłączenie programu służącego do blokowania reklam (np. AdBlock).
Dziękujemy, redakcja Dziennika Wschodniego.
850 tys. zł zadośćuczynienia chce od wojska Bogdan Dudek, żołnierz, który podczas służby został postrzelony przez kolegę. Sparaliżowany mężczyzna już nigdy nie odzyska sprawności. Pozew w tej sprawie właśnie wpłynął do Sądu Okręgowego w Lublinie.
Bogdan nadal przebywa na oddziale intensywnej terapii Szpitala Wojskowego w Lublinie. – Jest całkowicie sparaliżowany i nie ma nadziei na poprawę – załamuje ręce matka. – Pamięta tylko życie przed wojskiem i przysięgę.
Do postrzelenia doszło w lutym w świetlicy wartowni w jednostce przy Drodze Męczenników Majdanka w Lublinie. Niefortunny strzał oddał kolega Bogdana – Rafał S. Mężczyźni pełnili tamtego dnia służbę wartowniczą. Rafał S. rozprowadził żołnierzy, po czym wrócił do wartowni. Tam zaczął manipulować przy pistolecie maszynowym. Przeładował bron i oddał strzał. Pocisk trafił Bogdana w głowę.
Na sądowej rozprawie Rafał S. tłumaczył, że sądził, że w jego broni nie było już amunicji. Latem Wojskowy Sąd Garnizonowy w Lublinie skazał go za nieostrożne obchodzenie się bronią na trzy lata więzienia. Wyrok utrzymał w mocy sąd wyższej instancji. Wojskowa Komisja
Lekarska stwierdziła u
Bogdana 100-procentowy uszczerbek na zdrowiu oraz to, że wymaga całodobowej opieki. Wojsko przyznało mu odszkodowanie w wysokości ponad 44 tys. zł, po 445 zł za jeden procent uszczerbku. Mężczyzna dostaje też rentę. Jego rodzina uważa, że nie rekompensuje mu to poniesionych strat.
– Szkody są tak niewyobrażalne, że nie sposób wyobrazić sobie, by człowieka mogło spotkać jeszcze coś gorszego – napisał w pozwie prawnik Bogdana. Samo zainstalowanie urządzenia, które pozwalałoby na oddychanie bez respiratora, to koszt 400 tys. zł.
Bogdan jest całkowicie sparaliżowany. Pełnomocnictwa swojemu adwokatowi udzielił odciskając na dokumencie palec wskazujący lewej ręki. Jaki będzie jego dalszy los?
– Sami nie wiemy, co dalej robić. Żeby zabrać go do domu trzeba mieć cały sprzęt medyczny. Jego życie kończy się na szpitalu – mówi jego matka.
Sąd na razie wezwał mężczyznę do złożenia zaświadczenia o stanie majątkowym, bo Bogdan domaga się w pozwie zwolnienia z kosztów sądowych.
Do postrzelenia doszło w lutym w świetlicy wartowni w jednostce przy Drodze Męczenników Majdanka w Lublinie. Niefortunny strzał oddał kolega Bogdana – Rafał S. Mężczyźni pełnili tamtego dnia służbę wartowniczą. Rafał S. rozprowadził żołnierzy, po czym wrócił do wartowni. Tam zaczął manipulować przy pistolecie maszynowym. Przeładował bron i oddał strzał. Pocisk trafił Bogdana w głowę.
Na sądowej rozprawie Rafał S. tłumaczył, że sądził, że w jego broni nie było już amunicji. Latem Wojskowy Sąd Garnizonowy w Lublinie skazał go za nieostrożne obchodzenie się bronią na trzy lata więzienia. Wyrok utrzymał w mocy sąd wyższej instancji. Wojskowa Komisja
Lekarska stwierdziła u
Bogdana 100-procentowy uszczerbek na zdrowiu oraz to, że wymaga całodobowej opieki. Wojsko przyznało mu odszkodowanie w wysokości ponad 44 tys. zł, po 445 zł za jeden procent uszczerbku. Mężczyzna dostaje też rentę. Jego rodzina uważa, że nie rekompensuje mu to poniesionych strat.
– Szkody są tak niewyobrażalne, że nie sposób wyobrazić sobie, by człowieka mogło spotkać jeszcze coś gorszego – napisał w pozwie prawnik Bogdana. Samo zainstalowanie urządzenia, które pozwalałoby na oddychanie bez respiratora, to koszt 400 tys. zł.
Bogdan jest całkowicie sparaliżowany. Pełnomocnictwa swojemu adwokatowi udzielił odciskając na dokumencie palec wskazujący lewej ręki. Jaki będzie jego dalszy los?
– Sami nie wiemy, co dalej robić. Żeby zabrać go do domu trzeba mieć cały sprzęt medyczny. Jego życie kończy się na szpitalu – mówi jego matka.
Sąd na razie wezwał mężczyznę do złożenia zaświadczenia o stanie majątkowym, bo Bogdan domaga się w pozwie zwolnienia z kosztów sądowych.
Złamany regulamin
W uzasadnieniu wyroku skazującego Rafała S. sąd podkreślił, że do postrzelenia doszło również przez to, że w jednostce nie przestrzegano regulaminu. Drzwi, przez które Rafał S. bez proablemów wszedł do wartowni, powinny być zamknięte, a po wpuszczeniu go do środka dowódca warty powinien zabrać mu amunicję.
