Najwyższe z możliwych placowe będą płacić kupcy z giełdy przy Leclercu. Tak zdecydowali radni. Po co? Żeby zniechęcić ludzi do handlowania przy hipermarkecie i nakłonić do tego, by przenieśli się na targowiska. Choć nie ma innej giełdy, na której można by sprzedawać zwierzęta.
Powstało nowe miejsce do handlu, trzeba więc było też formalnie zdecydować kto będzie pobierać w imieniu miasta placowe i według jakich stawek. Prezydent proponował, by ten plac zaliczyć do I strefy, gdzie opłaty są najniższe. Radni się na to nie zgodzili i dlatego plac trafił do strefy V "pozostałe miejsca, niewymienione w strefach I-IV”. A to oznacza, że handlowcy zapłacą według najwyższej stawki, dwukrotnie przewyższającej tę najtańszą.
- Komu radni robią źle? Mnie, czy kupcom? Nawet nie chcę tego komentować - irytuje się Jerzy Wawerek, prezes prowadzącej Leclerca przy Turystycznej spółki Turisdis.
Stawki dla Turystycznej zostały tak wyśrubowane, by kupcy poszukali sobie innego miejsca. - Dlaczego cały handel w Lublinie ma być zdominowany przez hipermarkety - oburza się Piotr Więckowski, radny PiS, który ma żal do Ratusza, że giełda znalazła się przy Leclercu, a nie na targowisku przy al. Unii Lubelskiej.
Więckowski twierdzi, że Leclerc organizując giełdę chce naganiać sobie klientów, którzy przy okazji wstąpią na zakupy. - A przecież po to zostały stworzone targowiska, żeby właśnie na nich taki handel się odbywał, a nie pod hipermarketami.
- Jak się trafiają okazje, to trzeba je wykorzystywać, a nie później mieć pretensje, że skorzystał ktoś inny - obrusza się Wawerek. - Każdy mógł się zabrać za organizację giełdy. Zrobiliśmy to my. I teraz nagle ktoś ma do nas o to żal. Tak samo było z rozkładanym lodowiskiem. Nikt nie chciał go wziąć, bo wszyscy mówili, że to żaden interes. Jak wzięliśmy to my i przez dwa lata dokładaliśmy do tego nasz prąd, to teraz nagle się nam lodowisko zabiera i mówi jaki to świetny interes na tym robimy.