Czternastolatek z Lublina omal nie zabił nożem swojego kolegi. A już po kilkunastu godzinach był na wolności.
O szybkim powrocie nożownika do domu zawiadomili nas przerażeni mieszkańcy. - Dzielnicowy obiecał nam w piątek, że długo go nie zobaczymy - mówi lokatorka z ul. Firlejowskiej w Lublinie, gdzie mieszka nastolatek. - Patrzę wieczorem..., a on idzie ulicą.
- Chodzi i mówi: "ja was, k...., pozabijam” - dodaje inny mieszkaniec ulicy. - Jego ojciec nie żyje, a matki od dawna nikt tu nie widział. Sam jest w domu.
O wyczynach Piotra S. pisaliśmy w sobotę. Nieletni bandyta w nocy z czwartku na piątek trzy razy ugodził nożem o dwa lata starszego kolegę. Potem zabarykadował się w domu przed policją. Trzeba było wyważać drzwi. Nastolatek trafił do izby dziecka w Radomiu, bo lubelska jest remontowana. Ale o umieszczeniu nieletniego w schronisku dla nieletnich na dłużej decyduje sąd rodzinny. Akta sprawy trafiły tam w piątek po południu. - Policjant, który je zaniósł usłyszał od sędzi, by nastolatka oddać pod opiekę matki - mówi Magdalena Jędrejek z lubelskiej policji.
Policja i sąd odmiennie relacjonują przebieg wydarzeń. Sąd twierdzi, że dostał od policji niekompletne akta i tylko do wglądu. Policja zaprzecza. Ale wszystko wskazuje, że instytucje po prostu nie potrafiły się dogadać w sprawie doprowadzenia chłopaka do sądu. - W piątek ok. godz. 13 przewodnicząca wydziału rodzinnego w Lublinie usłyszała od policjantów, że nie są w stanie dowieźć nieletniego w godzinach urzędowania sądu (czyli do godz. 15.30 - dop. red.) - mówi Barbara du Chateau, rzecznik Sądu Okręgowego w Lublinie. - Powiedziała więc, że w takim przypadku będą musieli go zwolnić.
Tymczasem czternastolatek został przywieziony z Radomia tuż po godz. 15. Ale nikt z policji z sądem się już nie skontaktował. Od piątkowego wieczoru chłopak jest na wolności.
Policja zapowiada, że wkrótce znowu skieruje sprawę nastolatka do sądu rodzinnego. Ponieważ jest nieletni, grozi mu tylko poprawczak. Ale mieszkańcy ul. Firlejowskiej w ukaranie 14-latka już nie wierzą. - Mamy pewnie czekać, aż znowu złapie za nóż i kogoś zabije? On się czuje bezkarny - mówią.
Chłopakiem zajmowały się już sądy rodzinne. Nic nie wskórały.
(step)