Przylecieli do Polski w poniedziałek. Mieszkają w miejscach oddalonych od siebie o tysiące kilometrów. Połączyła ich jedna ściana w Lublinie.
– Tematem wspólnym ściany jest natura, namalowałem owoce, a obok rękę z nożem, która je obcina – wyjaśnia Grigorij z Sofii, który tworzy pod pseudonimem Erase. Grigorij jest w Lublinie od początku festiwalu. Pierwszego dnia, z powodu brzydkiej pogody malował w innym miejscu niż zaplanowano: w przejściu podziemnym pod al. Jana Pawła II. – W weekend w ramach kolejnego festiwalu graffiti będziemy malować jeszcze jedną ścianę. W sumie, w Lublinie zostawię po sobie trzy obrazki.
Tata ze Szwecji
Tuż za Bułgarami z farbami rozłożyła się silna reprezentacja polskich artystów. Wśród nich jest m.in. Tone z Poznania. Chociaż do Lublina przyjechał malować ścianę, to jego twórczość pojawiała się już w wielu galeriach. Na swoim koncie ma kilkanaście wystaw, w tym kilka indywidualnych.
– Prezentowałem swoją twórczość w Berlinie, Monachium, Krakowie, we Włoszech – wyjaśnia. – Tworzę zarówno na płótnach, jak i na ścianach. Wolę malować ściany, problem w tym, że w Polsce mogę to robić przez kilka miesięcy, w zimie na mrozie nie da się pracować.
Ciekawą postacią, która odwiedziła Lublin, jest malarz graffiti znany pod pseudonimem Kaos. Wśród niektórych widzów wyglądał jak ich tata. Ma 40 lat i nadal jest aktywnym malarzem. W Sztokholmie jest uważany za ojca sceny graffiti.
Meeting Of Styles kończy się dziś. W sobotę i niedzielę malarze przeniosą się na Czechów. Murale ozdobią filary wiaduktu przy al. Smorawińskiego, w pobliżu sklepu "Orfeusz”. Przez cały tydzień przez lubelskie ściany przewinie się ok. 70 artystów.