Tor kartingowy na ul. Zemborzyckiej w Lublinie. Niedziela, godz. 11. Widać tylko tłum ludzi, setki motocykli, a nad wszystkim unosi się swąd spalonej gumy. Co chwila słychać brawa. Nic dziwnego - w końcu to mistrzostwa w akrobacjach motocyklowych
Rodzice jeszcze tego nie widzieli
- Motocyklista jedzie, stojąc na rękach na kanapie. W ogóle takie zawody to doskonały pomysł. Motocykliści mogą sobie tutaj "poszaleć”, bo to lepsze miejsce niż zwykła ulica.
Na torze pojawia się tymczasem skuter z młodym chłopakiem za kierownicą. I właściwie tylko wtedy można go było zobaczyć w tej normalnej pozycji. Po chwili robi rzeczy naprawdę zaskakujące.
- Na skuterze jeżdżę od roku. A w ten sposób od miesiąca - wyjaśnia Albert Ściborek z Lublina. - Zobaczyłem co robią starsi koledzy i sam postanowiłem spróbować. Trenowałem z Krzysztofem Taczalskim. A resztę robiłem już metodą prób i błędów.
Albert chce ćwiczyć dalej. I czeka, aż będzie miał osiemnaście lat, żeby przesiąść się na motocykl.
• A rodzice nie mają nic przeciwko temu hobby?
- Na razie są za granicą i jeszcze nie widzieli, co robię - odpowiada Albert.
Będzie rekord?
- Policja się nas trochę czepia - wyjaśnia krótko. - Ale to świetna impreza, tylko tor jest trochę za krótki.
Mimo wszystko zawodnicy robią, co mogą, żeby zadziwić publiczność. I zazwyczaj im się to udaje.
- Mój chłopak ma motocykl i zaciągnął mnie tu trochę na siłę - śmieje się Sylwia, licealistka z Lublina. - Ale podoba mi się tutaj. Te akrobacje są naprawdę niesamowite. Czy ja bym chciała tak jeździć? Nigdy! Ja ledwo się dałam namówić na normalna jazdę.
- Poziom zawodów jest bardzo wysoki - mówi Krzysztof Taczalski z Zakrzówka, organizator zawodów. - To są świetni motocykliści.
Nie mylił się. Owacje zbierał też komentator za swoje komentarze: "klęcząc w pozycji klęczącej”, "wiszenie bokiem”, "machanie narzeczonej”, etc.
W zawodach motocyklistów zwyciężył Hubert Dylon z Lublina. W klasie skuterów bezkonkurencyjny był Albert Ściborek.
Ale to nie był koniec atrakcji. Otóż Grzegorz Taczalski postanowił trafić do Księgi rekordów Guinnessa, bijąc rekord w jeździe tyłem.
- Będę siedział na baku tyłem do kierunku jazdy. Chcę tak jechać, dopóki nie padnę, ponad 200 kilometrów.
Niestety, wczorajsza próba zakończyła się fiaskiem - po kilkunastu kilometrach jazdy zawiodła skrzynia biegów. We wrześniu Grzegorz ponownie przystąpi do bicia rekordu.