Za odwołaniem burmistrza zagłosowało 1529 osób, przeciw były tylko 72 osoby. Ale Ireneusz Łucka utrzyma stanowisko, bo do urn poszło za mało mieszkańców gminy.
Burmistrz Bełżyc referendalną niedzielę najpierw spędził na spotkaniach na terenie gminy w związku z usuwaniem skutków nawałnicy, która przeszła tu dzień wcześniej. Jako kibic piłkarski wieczorem oglądał mecze Euro 2020. Kiedy Belgia wygrywała z Portugalią, burmistrz już wiedział, że referendum jest nieważne z powodu niskiej frekwencji, a on sam zachowa stanowisko.
W poprzednich wyborach samorządowych w 2018 roku zagłosowało 5220 osób. Aby referendum było ważne, musiało wziąć w nim udział 3/5 tej liczby, czyli 3132 osoby. Tymczasem w głosowaniu wzięła udział zaledwie połowa – 1616. W związku z tym wyniki głosowania nie są wiążące.
– Oczywiście jest to sukces. Ale doskonale wiemy, że całe to referendum w ogóle nie było potrzebne, zwłaszcza w kontekście przyczyn jego zwołania, które w wielu punktach były zmanipulowane – uważa Ireneusz Łucka.
Burmistrz w pewnym momencie rozmowy nazywa referendum „zabawą”, ale po chwili prostuje i mówi: – Dziękuję mieszkańcom, którzy nie wzięli udziału w tej inicjatywie i w ten sposób udzielili mi mocnego wotum zaufania.
Bo jego zdaniem wynik pokazuje, że poparcie dla niego rośnie. – Liczba osób, które zagłosowała, na mojego kontrkandydata w 2018 roku była znacznie wyższa niż liczba osób, które zagłosowały za moim odwołaniem w referendum – uważa Łucka.
Sprawdziliśmy. W wyborach w 2018 roku na Ryszarda Górę w II turze zagłosowało 2197 osób. To o 668 osób więcej niż teraz osób przeciwnych mu w referendum.
– Tak zdecydowali mieszkańcy i przyjmujemy to ze zrozumieniem – komentuje Mateusz Winiarski, pełnomocnik inicjatora referendum gminnego w Bełżycach. Jak przekonuje, inicjatorzy nie żałują decyzji o podjęciu inicjatywy. – Od rozpoczęcia zbiórki podpisów, czyli sierpnia 2020 roku, burmistrz zaczął się inaczej zachowywać. Przestał być arogancki, zaczął się pojawiać na spotkaniach sołeckich i uroczystościach. Wreszcie dostał wsparcie finansowe na inwestycje gminne z różnych funduszy – dodaje Winiarski, według którego to mogło mieć wpływ na mniejszą frekwencję w referendum. – Poza tym część mieszkańców nie poszła głosować z powodu zniszczeń, jakie spowodowała nawałnica, zwłaszcza w zachodniej i południowo-zachodniej części gminy – mówi.
Z argumentem, że zmienił swój sposób rządzenia, po pojawieniu się inicjatywy referendalnej, burmistrz się nie zgadza. – Pewne projekty przygotowywałem wcześniej, a decyzje o ich dofinansowaniu z różnych programów, rządowych i unijnych, zapadały później. Ja po prostu punkt po punkcie realizuję swój program i z sukcesem pozyskuję środki na poszczególne inwestycje – kwituje Łucka.
Inicjatorzy referendum nie zdecydowali jeszcze czy za 2,5 roku będą chcieli stworzyć jakiś własny komitet, z którym wystartują w wyborach samorządowych. – Na pewno będziemy patrzeć na to, co robią władze gminy, punktować błędy i chwalić dobre decyzje – deklaruje Mateusz Winiarski.