Andrzej Ciepiela trzy lata temu stracił pracę. – Byłem bezrobotny i miałem ukończone studium menedżerskie – opowiada. Teraz ma sieć pięciu sklepów odzieżowych, a szósty właśnie otwiera.
Podobnie zaczynał Andrzej Ciepiela. – Mama pracowała wtedy w ciuchach. Mnie zwolnili z pracy i dałem się namówić na sklep z odzieżą. Teraz mam już pięć sklepów i właśnie otwieram szósty.
Pożyczek na rozruch własnego interesu udziela Miejski Urząd Pracy. – Mamy mniejsze oprocentowanie, ale obowiązują nas przepisy prawa bankowego – mówi Artur Seroka, rzecznik MUP w Lublinie. – Przy maksymalnej kwocie kredytu, 40 tys. zł wymagamy 4 poręczycieli. Na pięć wniosków tylko jeden kończy się przyznaniem pieniędzy.
W 2002 r. takie pożyczki otrzymało 8 osób. Dzięki nim powstało solarium, bar gastronomiczny, fabryczka mebli i hurtownia książek. W tym roku udzielono już 10 pożyczek. Na gabinet przemysłowy, sklep z artykułami artystycznymi i warsztat samochodowy.
Również do banków trafiają ludzie z pomysłami. – Chcą otwierać piekarnie, zakłady fryzjerskie i warsztaty mechaniczne – zaznacza Maciej Duszejko, wiceprezes Spółdzielczej Kasy Oszczędnościowo-Kredytowej. – Nigdy natomiast nie zgłosił się do nas człowiek, który chciałby otworzyć zakład szewski.
Wymagania w bankach są podobne jak w urzędzie pracy. Tylko oprocentowanie wyższe. Niektóre banki wobec osób po raz pierwszy otwierających swój biznes stosują zaostrzone rygory. Potrzebny jest biznesplan z wyliczeniami efektywności i przyszłych zysków, własny wkład i zabezpieczenie kredytu.
W jaką branżę warto zainwestować? – Sytuacja gospodarcza nie jest najlepsza, a Lubelszczyzna jest bardzo specyficznym rynkiem. Pomysł, który udaje się wszędzie indziej, tu może nie wypalić – podkreśla A. Ciepiela.