57-letni mieszkaniec Skierbieszowa odpowie najprawdopodobniej nie tylko za kradzież prądu, ale również za to, że pobierając energię "na lewo” naraził swoich sąsiadów na niebezpieczeństwo. Grozi mu nawet do 10 lat więzienia.
- Wtedy ktoś z mieszkańców dostał się tam przez strych - opowiada Joanna Kopeć z zamojskiej policji. W mieszkaniu była włączona farelka. Tliły się porozrzucane wokół niej łatwopalne przedmioty. Na szczęście ogień nie zdążył się rozprzestrzenić i nikomu nic się nie stało.
Na miejsce wezwano jednak strażaków, policję i pracowników zakładu energetycznego, bo okazało się, że grzejnik był zasilany "lewym” prądem. - Jeden przewód był podłączony do głównej linii na zewnątrz budynku, drugi do rury wodociągowej - relacjonuje Kopeć.
Policjanci namierzyli nielegalne przyłącze, ale 57-latka nie znaleźli. Nie dali jednak za wygraną. Do drzwi jego mieszkania zapukali nazajutrz. Nikt nie otwierał. Funkcjonariusze przypuszczali jednak, że mężczyzna może być w środku i postanowili złożyć mu wizytę wchodząc przez strych. 57-latek schował się w szafie. Po zatrzymaniu przez policję trafił do policyjnego aresztu.
Mniej zamieszania było z wykryciem nielegalnego przyłącza, które mundurowi, wspólnie z energetykami odkryli w niedzielę w podzamojskich Kalinowicach.
Prąd kradł tutaj 59-latek, który energię doprowadził sobie sam podłączając kabel do skrzynki energetycznej na zewnątrz domu. Na miejscu ustalono, że poza licznikiem wyprowadził prąd na wartość ok. 3 tys. 800 zł.
Mężczyzna natychmiast przyznał się do winy. Jest gotów dobrowolnie poddać się karze.
(AK)