
Wojewoda lubelski Krzysztof Komorski opowiada nam o swojej drodze do polityki, młodzieńczych pasjach, codziennej pracy i tym, co robi, gdy zamienia urzędniczy garnitur na luźniejszy strój.

W rozmowie z nami Krzysztof Komorski przyznał, że w młodości wcale nie planował kariery w polityce. Choć jego ojciec był rzecznikiem wojewody i dyrektorem gabinetu w urzędzie, a także dziadek miał styczność z tą sferą, on sam zakładał, że nie będzie chciał mieć z nią nic wspólnego.
Los potoczył się jednak inaczej: od pracy w Urzędzie Miasta przez Urząd Marszałkowski, aż po funkcję zastępcy prezydenta Lublina. Dopiero później przyszedł czas na administrację rządową.
Jak dziś mówi, polityka „się o niego upominała” nie wtedy, gdy jej bardzo chciał, ale wtedy, gdy po prostu wykonywał swoją pracę najlepiej, jak potrafił. Teraz, jako wojewoda, podkreśla, że jego dzień pracy nigdy nie jest taki sam, choć są stałe elementy.
Krzysztof Komorski stawia na bezpośredni kontakt z pracownikami: zamierza porozmawiać z każdym z 1858 urzędników, by poznać urząd od podstaw.
Po pracy wojewoda stawia na aktywny wypoczynek: spacery z psem, rower, wakacje nad polskim morzem. Ma też kulinarną pasję – uwielbia makarony, od klasycznej carbonary po te z owocami morza. Żartuje, że czasem potrafi ugotować i zjeść całą paczkę makaronu bez żadnych dodatków.
Kino to jego druga wielka pasja – od Gwiezdnych Wojen po Top Gun: Maverick, wysoko ceni też klasyki lat 80. i 90. Wspomina zabawne sytuacje z pracy, ale też poważne momenty: telefon w sprawie niezidentyfikowanego obiektu w polskiej przestrzeni powietrznej czy rozmowy w trakcie kryzysu na granicy.
