Przeglądarka, z której korzystasz jest przestarzała.

Starsze przeglądarki internetowe takie jak Internet Explorer 6, 7 i 8 posiadają udokumentowane luki bezpieczeństwa, ograniczoną funkcjonalność oraz nie są zgodne z najnowszymi standardami.

Prosimy o zainstalowanie nowszej przeglądarki, która pozwoli Ci skorzystać z pełni możliwości oferowanych przez nasz portal, jak również znacznie ułatwi Ci przeglądanie internetu w przyszłości :)

Pobierz nowszą przeglądarkę:

Kraj Świat

Dzisiaj
12:00

24 dni w okopie. Bez zmiany, dzień i noc…

- To normalne, że ludzie giną na froncie. Nienormalne, że się do tego przyzwyczajamy – mówi w rozmowie specjalnie dla czytelników Dziennika Wschodniego Giennadij Szewczuk, żołnierz walczący o wolność Ukrainy praktycznie od początku bestialskiego ataku Rosjan. Nazywają go „Krokodyl”. Bo potrafi siedzieć ukryty w błocie okopu, skąd widać tylko jego oczy. Od czterech lat walczy z rosyjskimi okupantami. I podkreśla, że jego dziadek, chłopak z Mokotowa, robiłby to samo.

AdBlock
Szanowny Czytelniku!
Dzięki reklamom czytasz za darmo. Prosimy o wyłączenie programu służącego do blokowania reklam (np. AdBlock).
Dziękujemy, redakcja Dziennika Wschodniego.
Kliknij tutaj, aby zaakceptować

Pamiętasz swój pierwszy dzień wojny?

- Jasne, takich rzeczy się nie zapomina. Mieszkam teraz w Chmielnickim. Tu jednak mówimy Proskirów. My, to znaczy Polacy. Bo ja czuję się Polakiem. U nas w okolicy jest pełno wiosek, gdzie przynajmniej jedna osoba ma jakieś polskie korzenie. Mój dziadek był warszawiakiem z krwi i kości. Z Mokotowa. W 1939 roku trafił do sowieckiej niewoli i cudem uniknął Katynia. Był oficerem, ale załatwił sobie dokumenty szeregowego, który nie żył. To go uratowało, bo takich jak on Sowieci rozstrzelali. Pracował jako mechanik. Poznał tu swoją przyszłą żonę, Ukrainkę i już tu został na stałe. Do Polski już nie wrócił. Tu też urodzili się moi rodzice. Myślę, że dziś dziadek byłby ze mnie dumny. Przed wybuchem wojny – dokładnie od 2013 roku - mieszkałem w Warszawie. Miałem pobyt stały, Kartę Polaka. Tu urodził się mój ukochany wnuczek, córka ukończyła Uniwersytet Warszawski. Mógłbym w Polsce dalej spokojnie żyć, ale jednak wróciłem na Ukrainę. Razem z rodziną. Stwierdzili, że chcą być przy mnie. Na dobre i na złe.

A wracając do wojny, to tego dnia spałem, kiedy żona mnie obudziła. Włączyłem telewizor, a tam rzeczywiście wojna. Szybko się ubrałem i od razu zgłosiłem się do miejscowej komendy uzupełnień. Były tłumy. Jeszcze przed pierestrojką służyłem w ZSRR w piechocie morskiej. Teraz przyjęli mnie z otwartymi rękoma i trafiłem na front. Od razu na „zerówkę”, bo tak się u nas mówi o pierwszej linii frontu. I ten pierwszy dzień zapamiętam do końca życia. Strzelali do nas z każdej strony. Wśród nas było wielu takich, którzy wcześniej nie mieli do czynienia z wojskiem, bronią. Jedynie przeszli szybkie przeszkolenie.

Ilu zginęło już twoich kolegów na tej wojnie?

- O wielu za dużo. Myślę, że od początku wojny jakieś trzydzieści procent tych, z którymi służyłem.

Macie jakiś polski sprzęt?

- Tak, trochę uzbrojenia jak Kraby, jest też dużo samochodów na polskich blachach, polska żywność. Zresztą w Legionie Polskim, w którym służę, jest wielu Ukraińców mających polskie korzenie i samych Polaków. Jest też sporo wolontariuszy. Nie da się ukryć, że są na tej wojnie polskie akcenty. Nawet nasz kapelan, ks. Paweł Ostrowski, kończył seminarium w Lublinie.

Jak z urlopem? Są przepustki?

- W ciągu roku dwa razy po piętnaście dni wolnego. Ale do bliskich dzwonię prawie codziennie. Żeby wiedzieli, że żyję. A dzwonię także dzięki Polsce i Starlinkom.

Jak powiadamia się na wojnie rodzinę o śmierci żołnierza?

- Teraz jest to robione w pełni profesjonalnie. Są do tego specjalnie przeszkoleni ludzie. Wcześniej różnie z tym bywało. Zdarzały się pomyłki. Był płacz, rozpacz, a okazało się, że dana osoba żyje, a zawiniła np. zbieżność nazwisk.

Czym różni się ta wojna od tej, która do tej pory znałeś z telewizji, kina czy książek?

- Że w realnym świecie się nie kończy. W kinie po półtorej godziny seansu pojawiają się napisy końcowe „the end” i każdy idzie do domu. Podobnie w telewizji. Przełączasz kanał i oglądasz potem komedię czy słuchasz koncertu. Tu, na prawdziwej wojnie tego nie ma. Nie ma końcowych napisów. Wojna wciąż trwa. Ta realna.

Jakie były najgorsze chwile, jakie przeżyłeś?

- Na początku wojny spędziłem 24 dni w okopie. Bez zmiany. Dzień i noc. Było nas dwudziestu ośmiu. Chcieli nas otoczyć. Daliśmy radę. Były jednak takie dni, kiedy myślałem, że nikt nam już nie pomoże. Wtedy byłby koniec. To były długie dni niepewności, strachu. Wielu kolegów zginęło, a Ruskich było coraz więcej. Trafiłem potem do szpitala. U nas się nie mówi, że ktoś został ranny, tylko kontuzjowany. Pamiętam, że jak na szpitalnej sali ktoś zapalił światło, to się przeraziłem. Jak siedzisz tyle czasu w okopie, to powoli zapominasz o tym, że jest jakaś elektryczność, światło. Zresztą jak wstawałem z łóżka, to dłońmi szukałem ziemi. Tak już się przyzwyczaiłem do życia w okopie. Nie jest też łatwo wytrzymać podczas wielogodzinnego ostrzału wroga. Jak się skończy, to człowiek mimowolnie przez długi czas głośno mówi, krzyczy. I ten straszny ból głowy. Wielu z nas to ma. Mówią na to barotrauma. Przeżyłem też niejeden atak kasetowy. Wiesz co to? Najpierw słyszysz jeden wybuch, potem serię mniejszych. Niby jest to zakazane międzynarodowym prawem, ale wiadomo, że Rosjanie takie zakazy mają gdzieś. Na nas zrzucili kiedyś też pociski, które były wypełnione jakimś żółtym gazem. Może to ze starych radzieckich zapasów. Po ich wybuchu strasznie piekły oczy, ale przeżyliśmy. Wierzę, że Bóg nade mną czuwa. Tutaj zresztą, nawet jak ktoś jest niewierzący, to często się zwraca o pomoc właśnie do nieba. Do Boga. Mogę też mówić o moim szczęściu. Polska flaga, którą miałem przy sobie, uratowała mi kiedyś życie. Miałem ją w plecaku. Dostałem od przyjaciół z Anglii. Dokładnie i starannie zwinięta. Któregoś dnia chciałem ją wyjąć. Nie mogłem rozwinąć. Była jak sklejona. Okazało się, że tkwiły w niej odłamki granatu. Nawet nie poczułem, kiedy wbiły się w plecak. Tę flagą chętnie podarowałbym jakiemuś polskiemu muzeum.

Co sądzisz o Putinie?

- To, co większość z nas. Zupełnie nie rozumiem, co chciał osiągnąć przez tę wojnę. Wydał tyle kasy, a w sumie nic nie zyskał. Czasami wydaje mi się, że gdyby to Chińczycy zrobili, to jakaś logika by w tym była. Że im ciasno. Ale Rosja jest ogromna, przecież ziemi tam im nie brakuje. Po co im to? Utopili biliony rubli. Zginęło tylu żołnierzy. Przecież to dla każdego jest tragedia. Wielu Ukraińców pracowało przed wojną w Rosji, budowali Moskwę, Petersburg, robiliśmy wspólne interesy. Każdy miał kogoś znajomego, przyjaciół czy rodzinę w Rosji.

Rozmawiasz z nimi?

- Już nie. Nie ma sensu. Miałem tam wielu kolegów, także z wojska, ze studiów. Jak tylko wojna wybuchła, to kilka razy dzwoniliśmy do siebie. I kilka razy rzuciłem słuchawką jak usłyszałem, żebyśmy się poddali. To dwa różne światy. Ci moi dawni znajomi są przekonani, że Putin dobrze robi i że to Ukraina zagraża ich suwerenności. To niedorzeczne. Przez te wszystkie lata słyszeliśmy przecież, że armia rosyjska jest najpotężniejsza na świecie. Okazuje się jednak, że nie jest to tak do końca.

Zabiłeś kogoś?

- Pewnie tak. To jest wojna. Nikt tu nie strzela dla zabawy.

Czy ze śmiercią można się oswoić? Myślisz o niej czasami?

- Czasami sobie przypominam jakiegoś kolegę, z którym jednego dnia piłem kawę, rozmawialiśmy, żartowaliśmy, a następnego dnia już nie żył. Takich przypadków było pełno i są każdego dnia. Wojna łączy się nierozerwalnie ze śmiercią. To jest normalne. Nienormalne jest to, że człowiek na froncie rzeczywiście się do tego przyzwyczaja. Pierwszą śmierć, z jaką się zetknąłem, to przepłakałem. Potem już nie. Sam nie wiem, czy to jest dobre, czy też normalne, że przechodzi się na tym tak jakoś bez okazywania nadmiernych emocji.

Co sądzisz o mediach? Jednego dnia można przeczytać np. dwie sprzeczne informacje o sytuacji na froncie.

- Bo tak jest. Tu sytuacja zmienia się niemal z godziny na godzinę. Tu nie ma jak w bitwie pod Grunwaldem, że po kilku dniach wiadomo kto wygrał. Ale w mediach na próżno dowiesz się prawdy. To, co przeczytasz w internecie, a to, co jest w rzeczywistości, to są często dwie różne rzeczy. Nie dziwi mnie to jednak. Jeszcze nigdy od początku wojny nie widziałem ani jednego dziennikarza w okopie. Takiego, który poczułby, jak to jest leżeć w zimnie, w błocie i modlić się w duchu, żeby nie oberwać. Niektórzy piszą potem w zaciszu pokoju hotelowego głupoty, nie mając zielonego pojęcia, jak to rzeczywiście jest na tej wojnie.

Tacy jak ty narażają codziennie życie za swój kraj, a inni w tym czasie się bawią, siedzą w restauracji przy piwie, podróżują, zwiedzają. Nie razi się to?

- Razi, ale z drugiej strony zdaję sobie sprawę, że każdy z nas ma inną psychikę. Nie każdy byłby w stanie to wytrzymać. To tak, jakby komuś kazać przez trzy, cztery lata siedzieć w lesie i codziennie mieć oczy dookoła głowy, żeby nie oberwać. Tak jest na froncie. Przynajmniej w moim przypadku. Ale wyjaśnię ci coś – mnie dużo pomógł sport. Przed wojną przez wiele lat byłem czynnym bokserem, potem menadżerem, organizowałem walki MMA. Walka w ringu, ciężkie treningi, ból, wola zwycięstwa – to był mój żywioł. Psychicznie byłem gotowy, żeby w każdej chwili podjąć walkę, umiałem przezwyciężyć strach, słabości. A nie każdy ma mocną psychikę. Nie chcę nikogo oceniać. Rozumiem też ojców, którzy nie klepią swoich dzieci po ramieniu i nie mówią „synu, czas na ciebie, idź na front”. Wiele osób deklaruje, że w chwili wybuchu wojny od razu ochoczo zgłosi się do wojska. Już to widzę...

Ale przyznasz, że dodatkowe kilkadziesiąt tysięcy młodych, zdrowych Ukraińców zmieniłoby sytuację na froncie?

- Z pewnością. Z żołnierzami to nie jest tak, że idziesz do magazynu i uzupełniasz zapasy. To tak nie działa. Brakuje nam ludzi i nie ma co tu ukrywać. Ruskich jest o wiele więcej, ale oni się zupełnie nie liczą ze stratami. Ludzi u nich jest dosyć. Trzeba też jednak pamiętać, że nie wszyscy mogą iść na front. Państwo przecież musi funkcjonować, zarabiać pieniądze, żeby się bronić. Kiedyś ta cholerna wojna się przecież skończy. A pobór na siłę? Myślę, że każde państwo, każdy rząd miałby ten sam dylemat. Polska także.

Wierzysz, że Ukraina wygra tę wojnę?

- Już ją wygraliśmy. Przecież Putin mówił, że w trzy dni zajmą Kijów. A to już ponad trzy lata próbuje.

To ta flaga uratowała mu być może życie
e-Wydanie

Pozostałe informacje

Marznące opady w dwóch powiatach Lubelszczyzny. Rano możliwa gołoledź

Marznące opady w dwóch powiatach Lubelszczyzny. Rano możliwa gołoledź

Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej wydał ostrzeżenie pierwszego stopnia dla dwóch powiatów województwa lubelskiego. Niebezpieczne zjawiska mogą wystąpić w niedzielny poranek.

Kolejny obrońca Motoru Lublin w kadrze. Marek Bartos z awaryjnym powołaniem

Kolejny obrońca Motoru Lublin w kadrze. Marek Bartos z awaryjnym powołaniem

Kolejny zawodnik Motoru Lublin został powołany do reprezentacji. Marek Bartos skorzystał na kontuzji kolegi i dołączył do kadry Słowacji przed arcyważnym meczem z Niemcami.

Jolanta Kotlińska - współzałożycielka pierwszego klubu jazdy figurowej i własnej marki "Turkus Ice". Aktywnie 
działająca na rzecz rozwoju łyżwiarstwa i rolkarstwa figurowego. Przez lata związana z klubem MKŁ Libella Lublin, 
aktualnie z klubem UKŁF Salchow Lublin. Z wykształcenia magister kosmetologii, prowadząca własną działalność. 
W wolnym czasie pasjonatka jeździectwa i windsurfingu.
ROZMOWA

Lublin czeka na więcej lodu

O kolejkach na Icemanii, planach miejskiego lodowiska i miłości do łyżew, która nie gaśnie nawet latem, rozmawiamy z Jolantą Kotlińską – instruktorką łyżwiarstwa, współzałożycielką pierwszego klubu łyżwiarskiego w Lublinie

Rafał Król zapewnił Stali Kraśnik ważne zwycięstwo, a Świdniczadnka poległa w Kolbuszowej Dolnej

Chełmianka na remis z Wisłoką, proste błędy Świdniczanki i gol na wagę zwycięstwa Rafała Króla w Kraśniku

Chełmianka tylko zremisowała u siebie z Wisłoką Dębica 0:0. Trzy punkty w sobotę wywalczyła Stal Kraśnik, która rzutem na taśmę pokonała Naprzód Jędrzejów. Bez choćby "oczka" z Kolbuszowej Dolnej wracała za to Świdniczanka.

Jeden z kadrów oficjalnego teledysku utworu "Kocham Polskę"  wybranego na playlistę wtorkowego koncertu z Placu Zamkowego w Lublinie z okazji Święta Niepodległości
opinie

Miłość do budki z kebabem? "Patriotyzm" prosto z Lublina

Wtorkowy koncert z okazji Święta Niepodległości na Placu Zamkowym w Lublinie wzbudził we mnie dwa przeciwstawne uczucia - poczucie dumy i żenady. Kilka słów o współczesnym patriotyzmie, polskim sposobie świętowania i specyficznej miłości do ojczyzny zaprezentowanym podczas wspomnianego wydarzenia.

34-latek groził matce podpaleniem domu. Sąd zdecydował o trzymiesięcznym areszcie

34-latek groził matce podpaleniem domu. Sąd zdecydował o trzymiesięcznym areszcie

34-latek z Ryk wszczął awanturę i groził podpaleniem domu. Jego matka, obawiając się spełnienia gróźb, wezwała funkcjonariuszy.

Koniec dobrej passy Podlasia. Wisła II Kraków górą

Koniec dobrej passy Podlasia. Wisła II Kraków górą

Po czterech zwycięstwach z rzędu piłkarze Podlasia musieli się pogodzić z pierwszą od 11 października porażką. Biało-zieloni ulegli w Krakowie rezerwom tamtejszej Wisły 0:2.

Chirurdzy z USK1 usunęli 16-kilogramowy guz. Pacjent od roku zgłaszał dolegliwości

Chirurdzy z USK1 usunęli 16-kilogramowy guz. Pacjent od roku zgłaszał dolegliwości

56-letni pacjent od roku zgłaszał dolegliwości w gabinecie lekarza POZ. Dopiero wykonane USG, a następnie pilna tomografia komputerowa jamy brzusznej ujawniły prawdziwą przyczynę jego problemów - masywny guz przestrzeni zaotrzewnowej.

Fragment sobotniej rywalizacji

PGE Start Lublin w fatalnym stylu przegrał z Zastalem Zielona Góra

Sobotnie spotkanie może śmiało kandydować do grona najgorszych występów lubelskiego Startu w ostatnich latach. W grze czerwono-czarnych zgadzało się bardzo mało, a najbardziej boli brak zaangażowania niektórych zawodników. Efekt końcowy to porażka z Zastalem Zielona Góra 77:91.

Rekordowa Lubelszczyzna. Sprawdź w czym jesteśmy najlepsi

Rekordowa Lubelszczyzna. Sprawdź w czym jesteśmy najlepsi

Czy Lubelszczyzna potrafi zaskoczyć? Oj, potrafi. I to nie tylko widokiem pól jak z obrazka, smakiem cebularza czy ciszą Roztocza. Nasz region skrywa prawdziwe rekordy – i to nie tylko te, które zapisano w kronikach, ale też te, o których wiedzą tylko lokalni wtajemniczeni.

Avia wymęczyła zwycięstwo nad Czarnymi Połaniec

Osiem goli w Świdniku. Avia znowu zagrała szalony mecz z Czarnymi Połaniec

To ci historia! Po raz kolejny mecz Avii Świdnik z Czarnymi Połaniec można określić mianem szalonego. Gospodarze szybko prowadzili 2:0, na początku drugiej połowy przegrywali 2:3, a w doliczonym czasie gry jednak wygrali... 5:3. Sukces rodził się jednak w wielkich bólach.

Zdjęcie ilustracyjne
PRZEPISY

Gę-gę i do kuchni, czyli gęś na talerzu

W Polsce trwa akcja „Gęsina na św. Marcina”. A my mamy św. Marcina z Zemborzyc. W dodatku w Gminie Konopnica odbył się po raz trzeci konkurs „Gęsina na św. Marcina”. Mamy dla was konkursowe przepisy, do których dorzucamy dwa sprawdzone dania regionalne. Gę gę i do kuchni.

24 dni w okopie. Bez zmiany, dzień i noc…
Rozmowa z żołnierzem

24 dni w okopie. Bez zmiany, dzień i noc…

- To normalne, że ludzie giną na froncie. Nienormalne, że się do tego przyzwyczajamy – mówi w rozmowie specjalnie dla czytelników Dziennika Wschodniego Giennadij Szewczuk, żołnierz walczący o wolność Ukrainy praktycznie od początku bestialskiego ataku Rosjan. Nazywają go „Krokodyl”. Bo potrafi siedzieć ukryty w błocie okopu, skąd widać tylko jego oczy. Od czterech lat walczy z rosyjskimi okupantami. I podkreśla, że jego dziadek, chłopak z Mokotowa, robiłby to samo.

Szlachetna Paczka znów łączy ludzi. Ruszyła baza rodzin potrzebujących wsparcia

Szlachetna Paczka znów łączy ludzi. Ruszyła baza rodzin potrzebujących wsparcia

W sobotę, 15 listopada, punktualnie o godzinie 8:00 Szlachetna Paczka otworzyła internetową bazę rodzin, które w tym roku czekają na pomoc. Organizatorzy podkreślają, że wystarczy niewielki wysiłek i odrobina dobrej woli, by realnie odmienić czyjeś życie.

Zdjęcie ilustracyjne

Rusza Tydzień Świadomości Stopy Cukrzycowej. Bezpłatne badania dla pacjentów z cukrzycą

17 listopada w całej Polsce rozpoczynają się obchody Tygodnia Świadomości Stopy Cukrzycowej – międzynarodowej akcji edukacyjnej poświęconej jednemu z najpoważniejszych powikłań cukrzycy. Do 22 listopada 2025 roku każdy pacjent chorujący na cukrzycę będzie mógł bezpłatnie przebadać stopy w gabinetach i placówkach biorących udział w akcji.

ALARM24

Masz dla nas temat? Daj nam znać pod numerem:
Alarm24 telefon 691 770 010

Wyślij wiadomość, zdjęcie lub zadzwoń.

kliknij i poinformuj nas!

Najczęściej czytane

Dzisiaj · Tydzień · Wideo · Premium