10-letni chłopiec wyszedł do sklepu po słodycze i już nigdy do domu nie wrócił. Na pasach potrącił go prezes jednej z bialskich spółdzielni. Kierowca niedowidział i był nietrzeźwy. Prokuratura właśnie skierowała do sądu akt oskarżenia w jego sprawie.
– Nagle, nie wiadomo skąd, na drodze pojawił się srebrny samochód. Myślałam, że się zatrzyma, ale on wjechał w mojego braciszka – opowiada ze łzami w oczach dziewczynka. Uderzenie rozpędzonego samochodu wyrzuciło chłopczyka w górę. Samochód renault laguna zatrzymał się dopiero wiele metrów dalej.
Chłopca znajdującego w stanie śmierci klinicznej zabrała karetka. W szpitalu stwierdzono zgon wskutek stłuczenia mózgu.
– Kierowca później zeznał, że myślał, iż potrącił ptaka, a nie dziecko. Miał mieć w styczniu operację na zaćmę. Ślepy nie powinien siadać za kierownicą! A on jeszcze był nietrzeźwy – miał 0,42 promila alkoholu w organizmie – mówi Mieczysław Nowosadzki, ojciec zabitego chłopczyka.
Przybity tragedią przestał chodzić do pracy. Płacze też zrozpaczona matka: na wspomnienie wstęgi, z którą przed śmiercią bawił się synek, czy filmu nakręconego pięć dni przed tragedią.
– Krystianek mówił mi, "Mamusiu, jak będziesz starsza, to będę cię woził”. Ale tych obietnic nigdy już nie spełni. Ten kierowca zniszczył nam życie – szlocha pani Anna. – Mam nerwicę serca, ale pracować muszę. Trzeba żyć dla pozostałych dzieci – wyciera łzy.
Co pewien czas rodzice przeglądają akta sprawy – Szok! Jak tak można zmasakrować dziecko. I to na pasach! – denerwuje się ojciec. Nowowsadzki chce uczestniczyć w procesie sprawcy wypadku, 54-letniego Marka Z.
Kierowca, prezes jednej z bialskiej spółdzielni, od 18 listopada siedzi w areszcie. W środę prokurator skierował do sądu akt oskarżenia.
– Za spowodowanie wypadku, którego następstwem jest śmierć innej osoby, grozi kara do 8 lat pozbawienia wolności – informuje Stanisław Strożak, prokurator rejonowy.