Odznaczeni medalami "Sprawiedliwy wśród Narodów Świata” odebrali jej wczoraj w Białej Podlaskiej anonimowo i bez rozgłosu. Sami sobie tak zażyczyli.
Nie zaproszono dziennikarzy. O uroczystości dowiedzieliśmy się nieoficjalnie. Osoby, które miały odebrać dyplomy i medale zastrzegły bowiem w Ambasadzie Izraela utajnienie swoich personaliów. Wczoraj w bialskiej Galerii Ulica Krzywa, zjawili się ostatecznie potomkowie bądź krewni trzech odznaczonych rodzin. Wszyscy incognito.
- To już drugi taki przypadek w tym rejonie Polski. To dla nas przykre i smutne zarazem, że nie możemy publicznie uczcić osób ratujących życie ludzkie w czasie wojny. W Łodzi, Wrocławiu czy w innych regionach ludzie nie obawiają się przyznać do takiego bohaterstwa. Czy to na wschodzie Polski hańba? - zastanawia się pracownica departamentu edukacji w Ambasadzie Izraela. Jej opinię, już podczas wręczania medali, potwierdził Michael Sobelman, rzecznik ambasady.
Postawie uhonorowanych medalem mieszkańców Lubelszczyzny dziwi się też profesor Marian Filipiak, socjolog z UMCS. - Trudno mi to zrozumieć. Ta sytuacja pokazuje, że w Polakach drzemie jednak antysemityzm. Tego nie da się nawet potępiać. To po prostu trzeba przemilczeć.
Co na to sami zainteresowani? - Boję się reakcji środowiska - stwierdziła Karolina z Białej Podlaskiej, która odebrała medal w imieniu ojca i dziadka.
Wczoraj - po długich namowach - tylko jedna osoba zgodziła się w końcu podać nazwisko do gazety. Pan Lech Ciechański, lekarz z Lublina przyznał, że reprezentował podczas uroczystości swoich bardzo dalekich krewnych Leonarda i Czesławę Kazeneckich, którzy w czasie wojny mieszkali w Kocku.